mks - bawiło mnie to do momentu, w którym zauważyłem, że ogromna ilość ludzi po elitarnym (jak się zwykło uważać) prawie, kończą jako sklepikarze... To nie jest wina kierunków, a sytuacji na uczelniach (niestety nie ma już elitaryzmu studiowania) i w kraju. Generalnie po żadnym z kierunków nie masz 100% pewności, że będziesz miał pracę w zawodzie. Do Twoich pytań możesz wstawić równie dobrze magistra socjologii/psychologii/medycyny/administracji/rachunkowości itd. itp. Takie czasy niestety. A owszem studiuję filozofię, ale chyba nie wyklucza to studiowania drugiego kierunku?
Zresztą nie psujmy sobie humorów dyskusjami o sytuacji w Polsce, bo mozna ocipieć.
1986kuba - napisałem czemu użyłem takiego, a nie innego tonu. Trzeba było zwrócić na to uwagę. Chcesz dyskutować - proszę ja Ciebie bardzo. Do Ciebie jednak odniosę się inaczej, bo koleżka nihillogin po prostu mnie wnerwił swoim mentorskim tonem mimo, że popełnia elementarne gafy.
Ad.1 - na siłę można wszystko. Skonfrontuj jednak treść z jasno określonym stanowiskiem Russell'a i wyjdzie, czemu pewnych rzeczy nie odczytuje się literalnie. Jeśli sam Russell określa siebie, jako agnostyka, to coś w tym jest. Generalnie Russell był przeciwny instytucjonalizacji wiary, aczkolwiek sam jakoś specjalnie nie parał się teologią, dlatego był ostrożny w sądach. To człowiek o niesamowitej inteligencji i rzetelności, więc pełen szacunek dla niego mimo, że mam odmienne zdanie. Russell jest pewnym wyzwaniem intelektualnym dla teistów, choć jak zauważył A. Flew - przy dzisiejszym materiale dowodowym, Russell byłby arystotelikiem.
Ad.2 - kto powiedział, że MA? Nigdzie czegoś takiego nie napisałem i generalnie sądy o takim stopniu ogólności są niepewne. Człowiek MOŻE wierzyć, a nie MUSI i należy zauważyć tę istotną różnicę. Twoja diagnoza, że konflikty w skali globalnej mają dzisiaj podłoże religijne świadczą albo o tym, że piszesz z XIX wieku, albo totalnie olewasz faktyczne przyczyny dzisiejszej (współczesnej w sumie) sytuacji politycznej. Procesy historyczne ZAWSZE miały co najmniej kilka swoich przyczyn i rzetelność naukowa wymaga wzięcia tego pod uwagę, więc nie manipuluj faktami.
Ad.3 - Rozróżniaj status wiedzy i wiary. Nie ma pewności przy wierze z samej jej definicji i byłaby błędem logicznym próba uzyskania jej jeśli mówię, że w coś wierzę. Chyba, że zredefiniować wiarę na wiedzę, co będzie bez sensu.
Ad.4 - no ja Cię nie będę edukował z zakresu dowodów na istnienie Boga. Są ogólnodostępne zarówno wyrwane z kontekstu, jak i całe teksty źródłowe czy ich krytyki - sięgnij sobie i zobaczysz, że przesłanki są. Do tego polecam na przykład Kanta "Religia w obrębie samego rozumu".
Ad ostatni akapit - nigdzie nie pisałem, że cytuję, nawet nie użyłem cudzysłowu czy kursywy - to była parafraza myśli Dawkinsa. Jeżeli uważasz, że sens wypowiedzi Dawkinsa jest inny niż przytoczony przeze mnie, to przeczytaj jeszcze raz ten fragment "Boga urojonego". Dawkins jasno stawia sprawę - nie jest do końca przekonany o nieistnieniu Boga mimo, że mocno to postuluje, na co wskazuje 6 a nie 7 stopień w drabinie. Do tego trywializuje istotę Boga przyrównując go do wróżki - tak nie robi naukowiec, który poświęca swój czas na taką pracę.
Co do dyskusji z Coynem - popieram taki "brytyjski" styl prowadzenia rozmowy, ale trzeba do tego mieć dobrego rozmówcę. Kolega nihillogin od momentu, w którym zaczął ludzi wysyłać do książek, a sam strzelił elementarne farfocle, nie jest dla mnie partnerem do kulturalnego dyskursu, choć staram się utrzymać fason.
nihillogin - winszuję, że w ciągu semestru (wiek 19 rozumiem, że jest prawdziwy) udało Ci się zrealizować takie kobylaste przedmioty jak epistemologia, ontologia czy filozofia wschodu - mam już odpowiedź, czemu tak powierzchownie brzmią Twoje sądy. Pan prof. Woleński jest świetnym specjalistą i miałem okazję słuchać jego wykładu, niestety nie udało mu się chyba przelać swojej erudycji w tak krótkim czasie, co mnie nie dziwi - to jest jednak ogromny natłok informacji.
Będę Ci odpisywał ponownie punktami, żeby dyskusja była czytelniejsza.
W istocie zasugerowałeś wyższość ateizmu nad teizmem sformułowaniem "postulowanie istnienia jakiegoś bytu zmusza do udowodnienia postulatu" - jasno wynika z tego (choć jest to sąd mylny), że ateizm jako droga tylko i wyłącznie rozumowa, nie opierająca się na założeniach dogmatycznych czy metafizycznych, ma większe szanse powodzenia. Odrobinę pogubiłeś się w swojej dialektyce, o czym świadczy ten fragment - Nie ma dowodu na nieistnienie czegokolwiek, bo to...nie istnieje "To czego nie ma nie istnieje" - otóż chcesz mi powiedzieć teraz, że jeśli coś jest w naszym umyśle jako nawet idea, to musi mieć desygnat w rzeczywistości zmysłowej? W takim razie cóż za sens ma fantasy, w których istnieją elfy jako byty pozaempiryczne? Idea aby była prawdziwa, nie musi mieć desygnatu w rzeczywistości zmysłowej - tak jest z pięknem, miłością, przyjaźnią, ale także liczbami. Widziałeś kiedyś w rzeczywistości liczbę np. 2? Nie, widziałeś tylko jej umowny znak wyrażający jego wartość abstrakcyjną. Do tego status bytu i nie-bytu też jest istotny - to, że czegoś nie ma w rzeczywistości zmysłowej, nie znaczy, że jest nie-bytem. Jego abstrakcyjne istnienie jest formą bytu.
Jakbyś był wprawnym studentem filozofii zauważyłbyś, że Kierkegaarda użyłem dla cennego rozróżnienia wiedzy od wiary, które jest trafne. Nie wiem czemu jego biografia ma w jakiś sposób oddziaływać na ten pogląd, skoro jest prawdziwy - mylisz porządki i starasz się manipulować. Owszem czytałem jego biografię i wiem, że jego ojciec był jakimś czynnikiem konstytuującym jego świadomość, niemniej jeżeli pogląd wyrażany przez filozofa jest wart odnotowania, to nie patrzy się na jego żywot. Rozmawiajmy na płaszczyźnie filozoficznej analizując twórczość, a plotkarstwo zostawmy dla "Pani domu".
Nawet nie rozpoznałeś linii argumentacyjnej w moim wywodzie... smutne jak na takiego światłego fana filozofii. Brzytwa Okhama ma swoje świetne zastosowanie przy wywodach stricte logicznych i dotyczących empiryzmu, w dyskursie metafizycznym, który staram się z Tobą z mizernym skutkiem prowadzić, lepsze zastosowanie (moim zdaniem) mają kateogrie Descartesa, o czym już wspominałem, ale widzę, żę jak grochem o ścianę. To jednak nie jest sednem, więć dajmy z tym spokój. Dodatkowo atakowałem Twój sposób argumentacji, a Ty dorabiasz sobie do tego dziwną ideologię - wymieniajmy się poglądami, a nie inwektywami.
Wykazałem to w pierwszej wypowiedzi. Przeczytaj ją jeszcze raz. Szczerze wątpie żebyś dał radę zniewlować sprzeczność, nad którym już dawno padły sądy ze strony wybitnych logików, ale proszę bardzo - dalej staraj się udowodnić nieistnienia abstraktu. Podejrzewam, że Twoje próby skończą się na zbiorach skończonych, co będzie kolejnym błędem z Twojej strony.
Nigdzie nie posłużyłem się relatywizmem poznawczym, bo go po prostu nie uznaję z prostego powodu. Jeżeli są dwie osoby i obie mają na swój temat odmienny sąd to powstaje paradoks - A twierdzi, że A istnieje, B twierdzi, że A nie istnieje, czyli A jednocześnie istnieje i nie istnieje. Gratuluję!
Na marginesie sąd jednego filozofa na temat całego nurtu nie konstytuuje prawdziwości tego sądu. To, że zadałem pytanie o gwaranta epistemologicznego, nie stawia mnie w roli sceptyka.
Jak udało Ci się zdać egzamin z epistemologii bez znajomości poznania w transcendentalizmie? Chcesz w jednej linijce machnąć system poznania u Kanta? A czyste formy naoczności itd? Proszę, abyś się nie ośmieszał. Widzę, że liznąłeś czegoś, ale trzeba nad tym dłużej posiedzieć, żeby dyskutować na ten temat.
Uzasadnione może być. Jeśli masz możliwość, to zapraszam na Tydzień Filozoficzny na KULu (7-10 marca), na którym wraz z gronem studentów z UŁ będę brał udział w debacie na temat sporu idealizmu z realizmem. Do tego będą świetne wykłady z zakresu epistemologii - podszkolisz się nieco (podobnie jak ja). Zobaczysz, że można uzasadnić te stanowiska. Nie można jednak rościć sobie prawa do stwierdzenia, że jest to bez wątpienia prawdziwe. Niemniej są przesłanki, które mówią by odrzucić samodzielny empiryzm i oprzeć się na refleksji intelektualnej.
Nie wiem gdzie widzisz szał. Po prostu zostałeś ośmieszony merytorycznie. Wykazałeś się powierzchownością, autorytatywnością i wygnałeś innych do książek mimo, że sam niestety nawet nie otarłeś się o rzetelność naukową. Starasz się manipulować sformułowaniami i używasz jakichś mizernych chwytów. Objedź mnie za korzystanie z fachowej terminologii podczas dyskusji stricte filozoficznej. Rozumiem, że jak ktoś będzie miał większą wiedzę od Ciebie z zakresu mechaniki, to też będziesz mówił, że się wymądrza, bo używa fachowych terminów? Cofnij się do przedszkola w takim razie, albo chociaż nie bierz udziału w dyskusjach.
Kolego rozumowanie per analogiam ma się opierać na tych samych płaszczyznach. Jeśli semantyka jest dla Ciebie nieistotna, to zmien kierunek studiów i hobby, bo filozofia opiera się na prezycyjnym formułowaniu myśli, a nie pitoleniu 3po3, jak to zwykłeś robić.
P.S. Zwolnij troszkę, bo efekty są mizerne. Zacznij katować jedną pozycję, a dokładnie. Póki co wiesz, że dzwoni, tylko nie wiesz gdzie.
Edit - Może i przeczytałeś, ale nie zrozumiałeś. Do tego pewnie opierasz się tylko na przekładach polskich, co w przypadku starożytności bywa często strzałem w kolano (wielki żal tutaj do Witwickiego). Wiem co oznacza ten zwrot, ale jakbyś sięgnął po van Quine'a, wiedziałbyś, że owa brzytwa stępiła się na brodzie Platona
Czytaj ze zrozumieniem, bo nigdy nie dojdziemy do końca. Napisałem wyraźnie, że są to próby udowodnienia logicznej niesprzeczności. Był trend w czasach scholastyki, by bawić się logiką w ten sposób. A co do tego potwora spaghetti - niestety sama nazwa dyskwalifikuje jego logiczną spójność jako istoty doskonałej. Istota doskonała nie może mieć formy cielesnej, więc nazwa potwora musiałaby być tylko i wyłącznie oprawą do jego bezcielesnej formy. Tak nie jest, więc ów byt ma problemy z logiką. Jak pisałem - to jest zrobione dla śmiechu, więc nikt poważny nie skupiał się na tym, by poważnie przysiąść i dopracować go.
Ja się do Pierce'a jakbyś nie zauważył w ogóle nie doczepiłem, bo raziły mnie inne fragmenty Twojej wypowiedzi, więc nie ma sensu przywoływanie go w tym momencie.
Generalnie wytocz jakieś poważniejsze armaty, bo na razie to strzelasz z kapiszonów. I polecam jednak odrobinkę mniej buty.