Wysłany:
2013-04-18, 17:46
, ID:
2046513
8
Zgłoś
Podzielę się z Wami swoją historią.
Jakoś końcówką marca, zaraz przed świętami, wyszedłem rano z domu, aby wsiąść w samochód i udać się do pracy. Przy samochodzie spotkała mnie niemiła niespodzianka - miałem urwane lewe lusterko. Zrobiłem małą rundkę po pobliskich krzakach, może ktoś urwał z nudów i od razu wyrzucił. Niestety poszukiwania okazały się bezowocne. Kurwując pod nosem wsiadłem w samochód i bezpiecznie lewym pasem udało mi się dojechać do pracy. Na drugi dzień wybrałem się komunikacją miejską na wycieczkę na szrot po lusterko. Lusterko kosztowało 35zł (astrolot pierwszej generacji), komunikację mam za darmo, ale pół dnia w plecy bo to drugi koniec miesta i ze 4 przesiadki w jedną stronę. I tyle. Zdąrzyłem już o sprawie zapomnieć.
Kilka dni temu do rodziców mojej dziewczyny przyszedł pan dzielnicowy nasz dzielnicowy (adres, pod którym jest zameldowana) w sprawie urwanego lusterka. Z tym, że sprawy nie zgłaszaliśmy na policję, bo i po co? Co się okazało. W nocy ktoś zadzwonił na policję, że łobuzy chodzą i lusterka urywają. Gdy panowie policjalnci przyjechali oczywiście nikogo już nie było. Znaleźli tylko lusterko koło samochodu więc zabrali je żeby po dwóch tygodniach, jak już sobie kupiłem nowe, oddać mi je.
Kupno nowego lusterka i zamieszanie z tym związane z naszej strony. W chuj paliwa i czasu zmarnowane przez policję. A wystarczyło tylko zostawić lusterko przy samochodzie.