Wysłany:
2018-08-25, 22:28
, ID:
5269396
Zgłoś
Wiem, że dla niektórych własność to rzecz święta, ale bez przesady.
Raz mi gość wjechał w zderzak na przejeździe kolejowym bo się zagapił. Jemu pękła ramka od tablicy, trochę grill, u mnie lekko widoczne, zarysowane miejsce uderzenia. Życzyłem gościowi miłego dnia i się rozjechaliśmy.
Dwa razy miałem kolizję najechania na tył nie ze swojej winy, z czego jedna skutkowała dziurą w zderzaku, a druga autem w warsztacie przez miesiąc, bo cały tył był do roboty. Przy obu kolizjach obyło się bez policji, bo po co ktoś ma dodatkowo dostawać punkty i mandat - wystarczyło oświadczenie i kilka zdjęć z miejsca kolizji. Zero problemów z wypłatą kasy za naprawę auta, gorzej z zadośćuczynieniem za szkodę osobową - chodziłem z kołnierzem przez trzy tygodnie, bo na początku naprawdę bolało, ale na komisji nie ściemniałem, że ciągle boli, że nie mogę ruszać głową, że mam strach przed wsiadaniem do auta... Generalnie chciałem być uczciwy i co? Nawet chuje za leki i kołnierz mi nie oddali. Firmy, które walczą o odszkodowania mówią, że nie zajmą się sprawą, bo i tak nie ma za wiele do ugrania.
W każdym razie, auto rzecz nabyta, ma jeździć a nie wyglądać jak z wystawy. Jak chcecie kogoś ścigać za ryskę na zderzaku to mam nadzieję, że ktoś inny wam w podobnej sytuacji nie odpuści.