Wysłany:
2012-11-25, 22:54
, ID:
1604262
Zgłoś
Urodziłem się i wychowałem w Warszawie i nie widzę jakiegoś szczególnego powodu abym był lepszy od kogoś kto się tu nie urodził. Dziwi mnie jednak, że wszelkiej maści przyjezdni nie są w stanie zaakceptować tego, że w 99% zawsze będzie widać, ze nie są stąd, że to naprawdę widać! ...i jakże kurwa często słychać. Czy to dobrze czy źle? Nie wiem, dymam to.
Urodziłem się i wychowałem tu i jeżeli wyjadę do Kozojebów Górnych, bo taka zajebista jest tam praca, bo jestem pizda i nie umiem pracy znaleźć u siebie, bo nie wiem co jeszcze, to naprawdę będę w stanie zaakceptować, że jestem obcy, że mówię inaczej, pewnie tak jak w TVP1 a nie jak w Szczybrochy Regionalna TV, że inaczej się ubieram, myślę i zachowuję, naprawdę zaakceptuję to, że będę obcy w Kozojebach i że to będzie widać z daleka. Nie wiem czemu nie działa to w drugą stronę.
Z mojego punktu widzenia określenie "słoiki" brzmi zabawnie i tyle. Sam bym wolał żreć ziemniaki i ogórki prosto z pola od chama niż sortować jakieś chujowe odpady w TESCO.
Pogardliwie się tu określa wszelkiej maści bydło najazdowe, które przyjeżdża i od razu stęka jak tu źle i chujowo i tylko czeka to bydło by w piątek wyjechać do siebie na chamowo z pustymi słojami po drodze rzucając parę chui przez CB radio na Warszawiaków i Warszawie.
Dla mnie takie bydło najazdowe w Warszawie jest jak szambo przy eleganckim domu. Musi być, żeby dom funkcjonował, co w cale nie nie znaczy, że patrząc na całą posesję to szambo jest moim ulubionym miejscem przy którym lubię spędzać czas. Wręcz przeciwnie, jak nie muszę to nawet do szamba nie podchodzę, i uważam je za najsmutniejszy element mojej pięknej posesji, ale mam świadomość, że gdzieś do gówno z mojego domu musi płynąć i się zbierać aby mój piękny dom funkcjonował. Moim zadaniem jedynie jest czuwać zdalnie by szambo nie wybiło, nie wylało. Dlatego co weekend wzywam szambowóz, który wywozi to gówno z mojej posesji...