Zakładając, że Bóg w ogóle istnieje i że jest bogiem miłosiernym, nie takim co sobie z ludzi zrobił grę planszową, spróbowałbym porównać Go do nauczyciela w podstawówce. Taki nauczyciel chciałby przepuścić wszystkie dzieci do następnej klasy, ma do tego narzędzia, wystarczy że przymknie oko na to że Franek jest łobuzem a Jadzia nie umie liczyć do 10. Dobry nauczyciel jednak chce te dzieciaki czegoś nauczyć i mimo płaczu, żalu, gróźb (a dzisiejsze dzieci to często chuje - po rodzicach chociażby) nie puszcza dalej żadnego, które na to nie zasłużyło.
Oczywiście porównanie to jest prymitywne, bo takie dzieci zwykle po prostu powtarzają klasę, czyli musielibyśmy wierzyć w reinkarnację albo drugie i trzecie szansy. Prymitywne też z tego względu, że porównanie niezdania do nast. klasy z kimś kto doświadczył..nie wiem.. utraty rodziny, dzieci, rąk, nóg, środków do życia musi być conajmniej krzywdzące. I wytłumaczenie takiej osobie, że "hej spoko, po śmierci na pewno zostanie Ci to wynagrodzone" jest trudne, może nawet niemożliwe. A często pewnie niemoralne. Nie chcę na ten temat się rozpisywać.
Chodziło mi jednak o zastanowienie się nad tym, czy chociaż Bóg mając moc do zmiany wszystkiego na lepsze, bez ofiar(Chrystus w rozumieniu ostatniej krwawej ofiary) nie czyni jak nauczyciel pragnący nas czegoś nauczyć. Gdybyśmy mieli być tylko pozytywni, nie byłoby wolnej woli.
(Wolna wola aczkolwiek z góry zapisana, iż człowiek zachowa się tak jak się zachowa, jednak musi być to jego wybór, drzewo poznania dobra i zła, Hiob itd itp to są trudne tematy, na kolejne godziny rozmów przy kominku
Mówiłem już, że nie lubie starotestamentowych przypowieści.)
Co do ojca wysyłającego syna na śmierć, rozumiem Cię w 100%, bo sam nie byłbym zdolny do czegoś takiego. Wysłać obcego człowieka na śmierć a co dopiero własnego syna. Ale na tym polega chyba wyższość tego poświęcenia, oddanie tego co najcenniejsze, wydanie syna na śmierć dla osób które przez kolejne 2000 lat będą się z Ciebie nabijały i robiły memy
Poświęcenie do którego żaden człowiek nie jest zdolny (nie mówię tu o jednostkach pojebanych), Bóg jednak człowiekiem nie jest, wbrew temu co księża przez lata próbują nam wmówić. "gniew boży". "bóg zadowolony z Twoich datków". "bóg grzmiący". to wszystko wymysły klech, którym pieniądz za bliski był sercu. Ale wracając do tematu - nie wyjaśnię czegoś czego sam nie rozumiem, co najwyżej ODCZYTUJĘ to jako ostateczne poświęcenie dla nas, nie akt skurwysyńskiego ojca. Trójca Święta oznacza jedność Ojca z Synem, czyli może wspólne odbieranie bodźców? Może Bóg Ojciec dosłownie czuł mękę Syna? Może ból który zadajemy i otrzymujemy za życia wraca do nas w jakimś sensie po śmierci? To są gdybania bo nikt nie był po 'drugiej stronie' jeśli takowa istnieje:)
Chrystus proszący Ojca o zmianę planów jeśli takowa jest możliwa i pytający czemu Go opuścił - tylko to mogę napisać co już wcześniej napisałem, jest to moim zdaniem dowód, że cierpiał nie mniej niż każdy inny człowiek na jego miejscu by cierpiał. I pomimo tego bólu nie uciekł, poddał się woli Ojca. Okrutne, ciężkie do zrozumienia, ale bez tego bólu byłby to tylko 'nieśmiertelny byt poświęcający nam mikroskopijną cząstkę swojego czasu' - czyli ochłapy z pańskiego stołu. Żadna religia by z tego czynu nie powstała, sekta co najwyżej. A tak mamy poprzekręcaną, spaczoną, przeżartą zgnilizną moralną ale jednak u źródeł piękną religię. Mówię tu o ludziach, tak jak napisałeś ŚWIADOMIE wierzących i myślących. Nienarzucających się nikomu (piszę aby nikt nie pomyślał że ja mam wszystkie odpowiedzi i nakłaniam każdego do zmiany/rozpoczęcia wiary. Nie, ja wierzę, że wystarczy być dobrym człowiekiem, a księża, czy też Pismo Święte, mają tylko za zadanie nam w tym pomóc).