Wysłany:
2012-12-17, 23:47
, ID:
1666657
5
Zgłoś
Kurwa, za późno zobaczyłem tego posta i pewnie się nie wbiję w dyskusję, bo nikt do końca komentów nie czyta (chyba). Ale....
Miałem nieszczęście pracować z wojującymi wegetariankami i wojującymi przeciwnikami wegetarian w jednym pomieszczeniu. Już sam fanatyzm jest wyjątkowo upierdliwy, obojętnie czego by nie dotyczył. Moje wegetariańskie koleżanki przy każdej nadarzającej okazji przypominały mi, że jestem mordercą i jem trupy - wliczając w to przesyłanie obrazków na maila ze scenami z rzeźni, czy innych miejsc.
Z naukowego punktu widzenia najzdrowsza jest zbilansowana dieta z przewagą roślin, ale mięso powinno tak czy siak gościć kilka razy w tygodniu na stole (szczególnie ryby i drób). Koniec kropka, nie ma tutaj co więcej pierdolić. Jak się je tylko warzywa trzeba uzupełniać składniki, których one nie dostarczają np. kwasy omega 3, witamina D, B12 i kilka innych - co oznacza, że nie jest to dieta idealna. Również osoby aktywne fizycznie, szczególnie te które chodzą na siłownie nie powinny rezygnować z mięsa - można wtedy nawet parę razy w tygodniu zjeść czerwone mięsko.
Za dużo mięsa to też niezdrowo. To jednak warzywa i owoce są głównymi źródłami witamin i substancji odżywczych. Wszystko trzeba jeść z umiarem.
Wkurwia mnie natomiast wojownicze nastawienie wegetarian do mięsożerców, a sam do tych drugich należę. Kocham mięso i nic na to nie poradzę. Obiad bez kawałka mięsa to nie obiad. Aspekt rzeźniczy mnie mało przeraża, bo uwielbiam obrabiać mięso (świniobicie na jakim miałem okazję raz być, było lepsze niż wycieczka do McDonalda za dzieciaka).
Sam sobie pekluje i robię szynki. Uwielbiam chodzić do rzeźników i szukać najlepszej wołowiny, jagnięciny, czy innego mięsa (świnie są w gruncie rzeczy wszędzie takie same). Uwielbiam czytać o obróbce mięsa, chodzić na degustacje i rozmawiać z ludzmi, którzy zajmują się tym zawodowo. I nigdy, kurwa nigdy nie przeszło mi przez głowę, żeby przekonywać wegetarian do swoich racji. Nie chcą jeść - proszę bardzo, ale od mojego mięcha wara!
Wegetarianie we większości uważają, że ich nawyk żywieniowy zbawi świat. NIe będzie wojen, głodu, wszyscy będziemy rzygać tęczą i kupkać motylkami.
No i oczywiście ZERO GMO. Teraz proszę mi kurwa powiedzieć, jak oni chcą wyżywić cały świat warzywami nie modyfikowanymi genetycznie roślinami, skoro w ogromnej części świata jedyne co rośnie to chwasty i ewentualnie ziemniaki. Murzynom na Saharze, albo Eskimosom na Grenlandii na pewno piękne pomidory wyrosną, czy ogórki. No i kurwa na pewno przeżyją na tym w swoich warunkach klimatycznych.
Fajnie jest pierdolić takie farmazony mieszkając w kraju, gdzie co chwile jest sklep z warzywami, czy specjalne eko-sklepy. Bardzo wygodne i jakże szczytne. Trochę jednak odbiegające od rzeczywistości.
Dodam jeszcze, że dosyć dużo czasu spędzam na siłowni i sami wiecie jak ważne jest dostarczenie po treningu białka. Nie tylko ze względu na przyrost, ale też na katabolizm mięśni (same siebie wpierdalaj, jak nie dostarczymy białka ok. 30 min po treningu). Jedząc same warzywa musiałbym się dopychać syntetycznym białkiem, bo białko z roślin jest chujowszej jakości (słabo przyswajalne i w znikomych ilościach). A tak po treningu pierdolnę "stejka", rybkę czy kurczaczka z ryżem, surówką i praktycznie supli brać nie muszę (pomijając jakieś BCAA, czy spalacze tłuszczu).
Poza tym człowiek jako istota został zaprojektowany do jedzenia mięsa. Nie ma ani jednej cywilizacji, której przodkami byliby wegetarianie. Jak tylko pojawiała się możliwość upolowania zwierzyny to człowiek to robił. Więc jeżeli wegetarianie chcą, żyć wbrew naturze, niech żyją, ale niech nie zmuszają innych do tego. I niech nie pierdolą, że jest to zgodny z naturą tryb życia, bo to bzdura. BZDURA.