Wysłany:
2016-02-29, 23:35
, ID:
4459702
9
Zgłoś
Co do sytuacji z 3:51 i 04:07, to szacunek za refleks i opanowanie.
Ale wyobraźmy sobie, że te dzieciaki podjęłyby "decyzję" (dobre sobie, działały bezrefleksyjnie, bo widać że w ogóle nie były nauczone ostrożności, którą trzeba zachować w okolicach jezdni) o wtargnięciu o 1-2 sekundy później. Kierowca nie ma praktycznie w ogóle możliwości reakcji (inne samochody zasłaniające widoczność na pobocze, niewielki wzrost dzieciaków, itp.).
No i przyjmujemy najgorszy (choć bardzo prawdopodobny, niestety) scenariusz - trup, a właściwie trupek.
Kierowca od razu ma sprawę karną ze 177 § 2 kk. Stres jak sto pięćdziesiąt, no bo odpowiadasz w koću za pozbawienie życia, nieumyślne ale jednak.
Do tego, przyjmijmy, że trafiamy na nawiedzonego prokuratora i biegłego który będzie robił opinię z zakresu rekonstrukcji przebiegu wypadku (a to jest koronny dowód), przekonanych o swojej "misji", że jak to tak, żeby "zabójca dzieci" odszedł nawet bez sprawy w sądzie, bo to niesprawiedliwe z punktu widzenia rodziców, którzy stracili dziecko, a teraz naciskają, piszą zażalenia na przewlekłość czy coś tam, a przede wszystkim źle wygląda medialnie.
Bach, kierowca dostaje akt oskarżenia na twarz. Sprawa kończy się w sądzie. Stres to już w ogóle osiąga apogeum, zwłaszcza jak zasiada na ławie oskarżonych, a po drugiej stronie zapłakana matka i prokurator, który przedstawiajaąć akt oskarżenia ostro jedzie po kierującym, no bo musi obronić swoją decyzję o oskarżeniu.
Sprawa toczy się leniwie, kierowca ma już przyklejony zacny procesowy tytuł "oskarżonego", wszyscy na nim wieszają psy, a zwłaszcza rodzice dzieciaka.
No właśnie, rodzice. Najczęściej są to marne parodie rodziców, które nie tylko ża życia miały bezpieczeństwo pociechy w dupie, nie upilnowały, a nawet nie nauczyły podstawowych zachowań w ruchu drogowym, a teraz pozują na ofiary, krzycząc przy każdej możliwej okazji w kierunku kierowcy "morderca".
No, ale powiedzmy że po 2 latach, sprawa kończy się jednak uniewinnieniem.
Czy kierowca zostanie przeproszony chociaż (bo nie mówię tu o sądowych dochodzeniu jakichkolwiek satysfakcji) przez rodziców albo prokuratora?
A skąd, będzie traktowany jako zbir, któremu udało się, fuksem, uniknąć odpiwedzialności za zabicie dziecka.
A winni, czyli rodzice, będą cholernymi ofiarami.
Porypane.
Nie chcę też tu generalizować, że wszyscy rodzice są w takich sprawach winni. Bo dzieci, jak to dzieci, nie upilnuje się 24/7.
Ale najczęściej, ci którzy są najgorszyzmi rodzicami, najbardziej później wieszają psy, na Bogu ducha winnym człowieku.
Jak to łatwo jest kogoś obrzucić błotem za swoje własne winy...
No to tyle moich przemyśleń, pozdrawiam.