Co się dzieje z sercem człowieka, kiedy – po ciężkich przeżyciach II wojny – zostaje nazwany zdrajcą przez „swoich”, a następnie skazany na śmierć? Co się dzieje z tym człowiekiem, jeśli poświęcił się całym swoim jestestwem wolności, ludziom, Bogu i ojczyźnie, za co spotkały go jedynie szykany i opluwanie? A co, jeśli ten człowiek, tak wielce doświadczony, do końca stał dumny i trwał w swych wierzeniach? Wtedy, mówimy o bohaterze.
Polska historia pamięta wielu takich bohaterów, którzy oddając swe życie w każdej sekundzie innym, giną od ciosu w plecy, od swoich sprzymierzeńców. Sprawa Witolda Pileckiego, Rotmistrza, jest jednak szczególna, wymaga więc szczególnego uznania i zasługuje na wspomnienie na łamach mojego pisarstwa.
Rotmistrz Witold Pilecki (1901 – 1948), pseudonim „Tomek”, „Romek”, „Witold”. Działał pod nazwiskami konspiracyjnymi „Tomasz Serafiński”, „Roman Jezierski, „Leon Bryjak”, „Jan Uznański”, „Witold Smoliński”, kryptonim „T-IV”. Był oficerem rezerwy Wojska Polskiego, współzałożycielem Tajnej Armii Polskiej, Oficer komendy głównej AK i „Nie”. Prawdziwym jednak jego dokonaniem, było to, iż był dobrowolnym więźniem KL Auschwitz, oraz fakt, że był ofiarą sądu stalinowskiego w powojennej Polsce.
Przybliżmy jednak sytuację, dotykając źródła (archiwów IPNu):
„Aresztowania wśród żołnierzy Tajnej Armii Polskiej, osadzanie coraz większej liczby skazańców w obozie koncentracyjnym Auschwitz i rozszerzająca się jego zła sława w miarę zwiększania jego funkcji eksterminacyjnych – wpłynęły na decyzję Witolda Pileckiego, by tam dobrowolnie się udać. Zamiar ten zrealizował 19 września 1940 r. podczas łapanki na Żoliborzu, skąd pod nazwiskiem Tomasza Serafińskiego dostał się do Auschwitz jako więzień nr 4859. Jesienią 1941 r. otrzymał awans na porucznika, który potwierdził fakt, że Pilecki poszedł do obozu ochotniczo, żeby tam zorganizować konspirację wojskową i zdobyć wiarygodne dane o zbrodniach popełnianych przez Niemców. W ZWZ-AK obowiązywała pragmatyka, iż z zasady nie awansowano więźniów.
Po przekroczeniu bramy z napisem „Arbeit macht frei”, niezależnie od przygotowania i wyobrażeń, każdy przybyły przeżywał szok. Tak samo zareagował Witold Pilecki. W czasie pobytu w Auschwitz trzykrotnie poważnie zachorował, ale pod opieką dr Jana Deringa, żołnierza TAP powrócił do sił. Obozowe przeżycia nie tylko nie załamały Pileckiego psychicznie, ale jakby dodatkowo mobilizowały do walki i do działania. Pierwsza grupa konspiracyjna, którą zawiązał wśród więźniów przywiezionych z Warszawy nosiła nazwę Tajnej Organizacji Wojskowej; tworzyły ją tzw. piątki. W miarę włączania kolejnych grup organizacji zmieniono nazwę na Związek Organizacji Wojskowych, który swoich żołnierzy miał we wszystkich komandach obozu oświęcimskiego. Nieco później, równolegle do konspiracyjnej działalności „Tomasza Serafińskiego” tę pracę zaczęły rozwijać inne organizacje wojskowe i polityczne z ZWZ-AK na czele. „ (za: pilecki.ipn.gov.pl)
W Auschwitz organizował liczne ucieczki, oraz pomoc dla najbardziej potrzebujących. W końcu, gdy Niemcy wykryli ich spisek, Pilecki, wraz z kilkoma innymi współwięźniami uciekli. Złożył w ten czas słynne Raporty Pileckiego, które zaniepokoiły dowódców AK. Zastrzeżenia budził fakt, iż Pilecki jakimś cudem uciekł z Auschwitz, więc mógł być wtyką Niemców. Pilecki, rozumiejąc obawy, nie załamał się, lecz dalej kontynuował walki. Brał udział w, na przykład, Powstaniu Warszawskim, choć był mu przeciwny.
Gdy wojna się skończyła, a on powrócił do kraju, został zatrzymany przez „polski” rząd, który postawił mu zarzuty kolaboracji na rzecz zniszczenia Państwa Polskiego.
15 marca 1948 r. wyrok śmierci na Pileckiego wydał Wojskowy Sąd Rejonowy w Warszawie w składzie: ppłk Jan Hryckowian, kpt. Józef Badecki i kpt. Stefan Nowacki.
Przed warszawskim WSR kary śmierci dla Pileckiego i trójki jego podkomendnych domagał się mjr Czesław Łapiński. 3 maja 1948 r. Najwyższy Sąd Wojskowy w składzie: płk Kazimierz Drohomirecki (przewodniczący), ppłk Romana Kryże i mjr Leo Hochberg wyrok śmierci na Pileckiego utrzymał w mocy. Nad „właściwym” przebiegiem śledztwa i procesu Pileckiego czuwał Naczelny Prokurator Wojskowy, płk Stanisław Zarakowski i jego zastępca do spraw szczególnych, ppłk Henryk Podlaski. Ich presją oskarżyciel Łapiński tłumaczył żądanie kary śmierci. Śledztwo przeciwko Pileckiemu nadzorował Departament Śledczy MBP, a osobiście jego szef, płk Jacek Różański (Józef Goldberg), który faktycznie wydawał wyroki. Pomagał mu zastępca – naczelnik Wydziału II, ppłk Adam Humer i dyr. Departamentu III MBP, płk Józef Czaplicki. Różański ignorował fakty przemawiające „na korzyść” rotmistrza, np. raporty z jego pracy w Auschwitz, koncentrując się na sfingowanych przez bezpiekę planach zamachów na „mózgi MBP” – właśnie Różańskiego, Czaplickiego i szefowej Departamentu V MBP Julii Brystygier. Na biurka Różańskiego, Czaplickiego oraz ich przełożonego – Romana Romkowskiego – trafiały notatki „agentów celnych”, czyli więziennych kapusiów, rozpracowujących rotmistrza i jego towarzyszy. Na polecenie kierownictwa MBP Pileckiego i jego współpracowników przesłuchiwało kilku śledczych. Trzech żyje do dziś, nie nękani przez Temidę.
Marian Krawczyński, 1920 r., przed wojną skończył zawodówkę, po wojnie pułkownik. Na Mokotowie pracował przez 1,5 roku, do 1948 r., w bezpiece do 1955 r.
Zbigniew Kiszel, 1923 r., major, w bezpiece do 1958 r.
Eugeniusz Chimczak, 1921 r., śledczy PUBP.
Po tych wszystkich wydarzeniach, oraz śmierci Pileckiego, jego ciało było po cichu w nocy wyniesione z egzekucji. Jego dom zrównano z ziemią, rodzinę zaczęto atakować i wymuszać milczenie. Jednak żaden z jego katów nie został oskarżony po ’89. Lustracja nie dotknęła zdrajców, natomiast do dziś wielu lewaków wyzywa Pileckiego, oraz Żołnierzy Wyklętych, „Potepionymi” – obrażając ich cześć.
W szkołach nie usłyszymy ani słowa o Pileckim. To temat zakazany. A szkoda. Władza doskonale wie, co by taka wiedza zrobiła z sercami młodych Polaków, którzy za wzór mają podane tępe „autorytety”, jak Wojewódzki, Doda, czy Krupa. Może więc warto swojemu dziecku opowiedzieć o takich ludziach, jak Pilecki? Bo, jak śpiewa jeden z artystów: „Czemu mnie o Tobie w szkole nie uczyli? Ktoś bardzo nie chce by w tym kraju ludzie dumni byli. Czas, byśmy wreszcie grzech niewiedzy zmyli. To my – młodzi Polacy – przed Tobą czoła chylimy!”
poswiecenietonajwyzszaformamilosci.blog.onet.pl/2013/04/24/rotmistrz-p...