Świadomy napisał/a:
Miałem kiedyś kolegę, który zawsze zapierdalał na motorze przez moją miejscowość, i zawsze było słychać z bardzo daleka, że Marek popierdala.
Kiedyś spotkałem go nad jeziorem z jego żoną oraz dwójką jego dzieci i zapytałem.
Marek , a ty się nie boisz tak zapierdalać po ulicy, i powiedziałem, że przecież to niebezpieczne dla niego bo nawet jakiś pieszy , albo pies może mu wyskoczyć znienacka.
Marek wtedy mi powiedział!
Nie martw się, liczy się doświadczenie i trzeba mieć wyobraźnie.
Tydzień później, on jechał z żoną na łuku drogi ścinał zakręt, a z naprzeciwka jechał stary mercedes beczka. Odbił się od tego merasia i zderzył się czołowo z przydrożnym słupem.
Marek zginął na miejscu, a jego żona straciła nogę i skończyła na wózku.
Mam tylko taką nadzieję że ktoś, kto to przeczyta, zastanowi się czy warto się spieszyć na własny pogrzeb.?
Heh, gdy 16 lat temu robiłem prawko kategorii A, jednym z kursantów był chłopak, któremu ojciec jeszcze w trakcie kursu kupił Yamahę R6, czyli sprzęt, pomimo iż "tylko" sześćsetka, przeznaczony dla doświadczonych jeźdźców. Oczywiście zapierdalał swoją Yamahą jakby go sam diabeł gonił, na egzamin również nią przyjechał. Zdał. Ja z kumplami zresztą też. Jakiś miesiąc później dowiedzieliśmy się, że kolega się "dojeździł" - wbił się w ciężarówkę podczas wyprzedzania z ogromną prędkością.