Przypomniała mi się moja przygoda z pseudoortopedami. Na wycieczce w Zakopanem nagle zaczęła mnie strasznie boleć stopa. Więc poszedłem do szptala na izbę, tam zrobiono mi zdjęcie, a młody lekarz (naprawdę wyglądał na gówniarza) stwierdził, że to złamanie i założono mi gips. Kazał udać się na wizytę dopiero po dwóch tygodniach. Minęły 2 tygodnie udałem się do ortopedy w moim rodzinnym już mieście, do lekarza posiadającego złą opinię (alkoholik i na niczym się nie zna). Nie spojrzał na zdjęcie, nie kazał zrobić nowego prześwietlenia, tylko spytał się mnie czy dalej mnie boli. Kiedy odpowiedziałem, że tak, to kazał przyjść za tydzień
Wkurzyłem się i pojechałem do szpitala w innym najbliższym mieście (oddalonym o 50 km) z nadzieją, że tam mnie obejrzy jakiś lekarz z prawdziwego zdarzenia. Co ciekawe sam prowadziłem samochód z nogą w gipsie jak tam pojechałem
Jednak poszedłem tam bez rejestracji i lekarz kategorycznie odmówił przyjęcia mnie. Trudno, pojechałem do domu i zarejestrowałem się na wizytę za tydzień, tym razem do innego lekarza. Podczas wizyty, lekarz zobaczył to pierwsze zdjęcie z Zakopanego i powiedział, że tu wcale nie ma złamania i że niepotrzebnie mi założyli gips
Tym oto sposobem przez 3 tygodnie chodziłem z nogą w gipsie i o kulach, z prawdopodobnie zwichniętą nogą, którą nie należy unieruchamiać, tylko rozruszać.