Wysłany:
2012-04-30, 23:29
, ID:
1110259
4
Zgłoś
Mój ojciec był w NY przez osiem lat, bywałem u niego dość często i powiem wam że, jak na emigranta, ten gość mało ma tych rzeczy ze śmietnika nawet. Polacy z greenpointu jadą sobię do bogatszych dzielnic vanem i wracają z sofami, komputerami, lodówkami, dywanami, lampami, szafkami. Najwięcej jest chyba sprzętu agd. Hamerykańce, mimo gwarancji od ręki no questions asked, wywalają na podjazd np. blender, bo jak mielili banana, to kawałek został cały. Mają na to kasę, to się nie pierdolą z odsyłaniem rzeczy, jak im nie pasują. Wiem, że "polskim skuhwysynom biedaczkom" ciężko to zrozumieć, sam byłem w szoku.
To nie jest jakieś grzebanie po śmietnikach, tylko podjechanie samochodem, zapakowanie czego się tam chcę, zanim przyjedzie śmieciarka i odjechanie.
Najlepszą zdobycz, którą mój ojciec miał to 50-cio calowy lcd. Pracował u żyda i podczas remontu żyd zdecydował się wyjebać telewizor, bo tv nie pasowało do nowego koloru ścian. I to nie jest jakiś wyalienowany przypadek.
Generalnie polskiego emigranta-robola w USA nie macie szans zobaczyć w sklepie z meblami, rtv, czy agd. Przynajmniej nie takiego, który ma trochę rozumku.