KAOTIC.com napisał/a:
Sam jesteś gównem. Koty są mądre, inteligentne, miłe, sympatyczne, zabawne i ciekawe. Sprawniejsze od psiurów. Psy są z reguły głupsze i głośniejsze, potrafią bezsensownie szczekać cały dzień i noc, leją i srają gdzie popadnie, śmierdzą, żrą własne gówno i w ogóle są obmierzłe.
Jak ja lubię takie dysputy...
Żeby nie było - lubię i koty i psy.
Nie oznacza to, że otaczam się nimi. Nie mam na to warunków, ani czasu. Mam za to znajomych, którzy dzielą się na klasycznych koto- i pso- maniaków.
U obu tych grup zauważam wspólną cechę:
W ich mieszkaniach jebie. Albo psim sebum, albo kocim gównem. I dotyczy to nawet tych przypadków, gdzie każdego miesiąca wydawane są setki złotych na pielęgnację czworonogów. To prawda, że koty są czyste, ale trzymanie we własnym domu pudełka z kałem jest po prostu pojebane. Pies przynajmniej stara się srać poza domostwem, bo sam swojego gówna wąchać nie lubi. Kot za to pasjonuje się okazami, które wyszły mu z dupy i potrafi z wielkim skupieniem obwąchiwać je tak, że prawie nosem ich dotyka. Nie są więc tutaj w niczym lepsze od psów, które czasem gówno lubią zeżreć. Koty wylizują też własne rzygi. Potwierdzone info. Psy zazwyczaj z honorem znoszą bycie mokrym. Kot, jak na filmiku powyżej, dostaje pierdolca w kontakcie z wilgocią. Jakoś tygrysy pływają w rzece, a domowe odmiany histeryzują, jak cioty. Co to za drapieżnik, którego pokonuje strużka wody? Koty nie są mądre, ani inteligentne, bo to cechy ludzkie. Psów też się to tyczy. Tak samo widziałem równie sympatyczne koty, co i psy. Jak z ludźmi. To, że ktoś ma na imię Andrzej nie czyni go z automatu klawym gościem.
Koty leją tak samo gdzie popadnie. Do tego często robią to nie dlatego, że już nie mogą wytrzymać. O nie! Kuweta ledwo co wyczyszczona! Świeży żwirek! ...no ale naszczane w moim bucie, bo skurwiel musiał zaznaczyć. Psa jak jebniesz za coś takiego dwa razy, to za trzecim zaczyna mu iskrzyć we łbie. Kota można codziennie kijem na gorącym uczynku napierdalać, a i tak dalej będzie to robił, bo on tak woli i chuj. Bo on nie jest zwierzęciem stadnym. Nie traktuje mnie z szacunkiem. Uważa się za indywiduum boskiego majestatu i robi to, na co ma ochotę. W tym aspekcie wygrywają jednak psy. Przynajmniej w moim przekonaniu. To nie ja jestem dla kota, tylko kot dla mnie. Ma być skurwiel wdzięczny, że go karmię, bo sam się do roboty, leń pierdolony, nie garnie. Pies potrafi zrozumieć, kiedy mamy w stosunku do niego oczekiwania. Spełnia je, bo wie, że będzie nagroda. Kot - wyjebane. Może łaskawie da mi się pogłaskać, a może mnie podrapie. No i oczywiście jak coś chce, to nie przyjdzie grzecznie poprosić, jak pies, tylko wpierdala się mi w ręce, kiedy jestem zajęty. Jak go zignoruję, to rozpierdala mi rzeczy na półkach i szcza po szafach z pościelą.
Gdy dawno temu mojemu ojcu uciekł pies, to sam wrócił do domu. Był cały we krwi, bo przytargał ze sobą truchło sarny, aby się podzielić i pochwalić. Sąsiedzi dzwonili potem, że ich podwórkowe kundle zostały przez niego sterroryzowane i już nie wychodzą poza posesję.
Gdy jednak postanowiliśmy najbardziej zarozumiałego kota wystawić za drzwi, bo chciał przejąć władzę w domu, to dwa dni później wyciągałem go z rury kanalizacyjnej, bo idiota nie rozumiał, że skoro weszło się przodem, to trzeba wyjść tyłem. Próbował zawrócić w zbyt ciasnej rurze i utknał. A taki kozak był! Tak cwaniakował po chacie! 10 m od domu pokonała go rzeczywistość.
I coś, co mnie najbardziej uderza:
Pies zawsze przybiega mnie przywitać z uśmiechem na pysku, gdy wracam po ciężkim dniu pracy, w którym nikt się do mnie nie uśmiechał.
Kot ma w piździe to, co tam u mnie słychać. Przybiega, bo micha jest pusta. Jak jest pełna, to ma na mnie wyjebane.
Moja była też tak robiła. Z tego powodu wyjebałem kota i zerwałem 11-letni związek.
Pierdolone darmozjady.