~Angel napisał/a:
Organy motocyklisty po wypadku nadają się do formaliny a nie do przeszczepu.
~Halman napisał/a:
mit w micie.. kwestia błyskawicznego czasu pobrania pod oczywiście warunkiem nie uszkodzonego organu. A że motocyklista zalicza zwykle poważne obrażenia faktycznie nie ma w zasadzie sensu z nich "korzystać"...
Ale mit dawcy istnieje i będzie istnieć.
Nie do końca mit. Podstawową kwestią jest właśnie rodzaj obrażen - a dokładniej - chodzi o obrażenia głowy. Motopizdeczka, która się wyjebie i trzasnie łbem o asfalt ma spora szansę na to by wyjść z tego bez mielonki w bebechach, za to z papką zamiast mózgu (w sumie niewielka różnica...).W momencie gdy w tej papce zostaje na tyle funkcjonalności, by reszta zewłoka się nie zorientowała, że powinna przestac dzialać - to mamy dawce. Wiadomo, że jak ktoś zapierdala nie wiadomo ile, to może nawet nie zostać mielonka w worze ze skóry, tylko pasztet rozsmarowany po asfalcie, jednak jakby na to nie patrzec - o to by przyjebac samym lbem, bez rozpierdalania reszty, latwiej jest na motorze, niz w samochodzie - chociażby z tego powodu, że żeby w samochodzie łbem przyjebac, to ni emozna miec pasow, a bez pasow to sie fruwa, az milo.
To w takim wielkim uproszczeniu. Przy dawcach jest też istotne, że taki nie może stać się "trupem na miejscu' - czyli osobnik z wszystkim w stanie idealnym, jednak zdekapitowany, dawca juz nie zostanie. Z kolei taki, który zafundowal sobie w srodku, może nie mielonkę, ale tluczone schabowe i wciaz dycha - na dawce szanse bedzie mial, jesli mozg sie z nim pozegna - jesli zrobilby to z "drobnym" opoznieniem - byle sie wnetrze odpowiednio zagoilo.(tu tez w chuj warunkow, ale dalej pisac mi sie juz nie chce)