najlepsze to ze nikt z nich nie pomyslal w pore ze gowniak sie zbyt dlugo zbiera a jest kurwa jak cel na strzelnicy. ale no coz, juz zostalo powiedziane ze tam sa sami debile.
Trzeba być pierdolniętym rodzicem żeby coś takiego wymyślić. Pewnie jakieś niezrealizowane marzenie ojca, co chciał być w wieku 10lat kozakiem na motorku, a że się nie dało to choć z syna takiego zrobi... Tylko zamiast kozaka na motorku, możliwe że zrobił z syna warzywo na wózku.
Trzeba być pierdolniętym rodzicem żeby coś takiego wymyślić. Pewnie jakieś niezrealizowane marzenie ojca, co chciał być w wieku 10lat kozakiem na motorku, a że się nie dało to choć z syna takiego zrobi... Tylko zamiast kozaka na motorku, możliwe że zrobił z syna warzywo na wózku.
O pasji i marzeniach pewnie nikt Ci nie powiedział przez całe dzieciństwo na wsi co? Idź dalej być smutnym człowiekiem bez cienia szansy na zmianę.
od wsi to się raczej odpierdol ( wiem, że celem Twojej wypowiedzi nie był najazd na wieśniaków ale jakoś tak przeleciało mi życie gdy wytykano mi palcami pochodzenie wiejskie ) bo tam dzieciaki póki co jeszcze wiedzą ( w aktualnych czasach, co niektórzy ) czym jest hobby i ciężka praca przy obrządzaniu zwierząt i roli poza komputerem .
Cieszę się, że wychowałem się na prawdziwej wsi. Orka, sianie, zapier*alanie przy sianokosach, żniwa, zbieranie wiśni; truskawek; ziemniaków. Wyprowadzanie krów i koni na łąki, wywalanie gnoju, szukanie kur po nocy gdy ich liczba nie zgadzała się w kurniku. Swego czasu mieliśmy 160 królików, 200 bażantów które sprzedawaliśmy co roku dla leśników do wypuszczenia w teren ( to był dobry hajs, bo jako gówniak dostawałem 10% od taty = 3zł od jednego ptaka) , kilkanaście koni, kur nie licząc, były nawet dziki.
Koledzy, ze szkoły w mieście ( rodzice wysyłali mnie przez całą edukację do większego miasta, żebym dostał się później do dobrego liceum i na studia) trochę się naśmiewali z wieśniaka który po szkole musi zapier*alać do domu pomagać w tym całym bajzlu a oni chodzili sobie już w gimnazjum na piwko, na fajeczka, filmy na kompie i gry. Dla mnie hobby to był motorek Simson i wyjazdy w polne drogi z kilkoma gnojkami ze wsi. Simson który dosyć często się psuł bo kupiłem go za zbiory owoców wtedy chyba jakieś 800zł co było dla mnie potężną kwotą bo zarabiałem na niego kilka lat. A to gaźnik się zapchał, zalało świece, pękła dętka, zabrakło paliwa i trzeba było pchać kilka kilometrów i w domu z książeczką rozkładało się to gówno i naprawiało.
Gdy byłem mały przeklinałem to wszystko i przyrzekałem że gdy dorosnę to nigdy więcej nie pomyślę o hodowaniu zwierząt i życiu na wsi.
Skończyłem jako mgr inż. jedną z lepszych politechnik w PL ( prawdopodobnie najlepszą ) oraz równolegle drugi kierunek na szkole handlowej, otworzyłem firmę i mam obecnie 54 pracowników z których większość pochodzi ze wsi bo miastowy nie zostanie w pracy 5 minut dłużej żeby dokończyć to co ma zrobić, on zna prawo, 8h i fajrant a w między czasie śniadanko i kawa na dzień dobry 30 min( bo w domu nie miał na to czasu ), 10 wyjść na fajka po 5 min, obiad 30 min i pierdolenie przez telefon z żoną/mężem co kupić w sklepie po pracy 20min.
Teraz z perspektywy czasu, jestem ogromnie szczęśliwy że przeżyłem dzieciństwo właśnie w takich warunkach. Widziałem jak ciężko pracują rodzice i jak ja się staram żeby im pomóc, widziałem ciężko zarobione pieniądze. Do dziś jeżdżę motocyklami, od 2 lat przerzuciłem się z ulic i pałowania 250km/h ekspresówkami na krosa i wiejskie tereny, myślę o zbudowaniu domu na wsi i posiadaniu zwierząt które później zobaczę na talerzu a nie to gówno które kupujemy w sklepach i knajpach. Jeśli będę miał syna to na pewno kupię mu jakiś zjebany motorower który będzie się psuł, aby miał jakiekolwiek pojęcie i satysfakcję, że coś trzeba naprawić własnymi siłami. Koledzy w rurkach będą pewnie jeździć elektrycznymi hulajnogami i innymi bajerami i będzie pierdolić jaki ze mnie zjebany stary "hui" ale takie doświadczenie w życiu gdy dorośnie na pewno wspomni tak jak ja.
Zajebiście się czyta takie historie. Dobrze wiedzieć że są jeszcze na świecie normalni ludzie.
Piwko kolego!
Pisałem już tutaj kiedyś jak byłem w jednym z aqua parków w Polsce. Wiadomo zjeżdżalnie itd. Jedna właśnie była stroma szybka, a druga, zawinięta i wolniejsza. Przede mną była para, przygotowana do zjazdu, troche takie ślamazary, buzi, buzi, cmok, cmok. On z przodu, ona z tyłu. Zapaliło się zielone, jakoś pojechali. ok. Czekam na swoją kolej. Po ok, ~1,5 min. zielone i jazda! Lece w rurze, fajnie, ciepło, gładko. no właśnie. Przy końcu, ułamki sec, na reakcje, brak progów zwalniających, mordercza walka, o chociaż minimalne spowolnienie mojego ciała!!.... Jebbb!!! Wyprostowanymi nogami w laske, okolice bioder. Jakieś stękanie, ała ała, Nie powinno ich już tam być, licznik pokazał 120km/h. Potem widziałem, i pytałem tej pary czy wszystko spoko. Niby tak odpowiedzieli.