Jak miałem 7 lat to pogryzł mnie rottweiler sąsiadki. Ogólnie bydle wielkie. Złapało mnie za jedną rękę, później za drugą, aż wyszedł sąsiad i jakoś przeżyłem - w sumie dzięki w ch... grubej kurtce zimowej.
Wróciłem do domu - matka zemdlała na widok wiszącego mięsa.
Ojciec zadzwonił po pogotowie. Najpierw wynieśli matkę.
Pojechałem do szpitala, zszyli mi prawą rękę - dużo bardziej pocharatana i w sumie tylko tę czułem.
W samochód i do przychodni na zastrzyk przeciwko wściekliźnie czy cuś.
W przychodni się okazało, że lewa ręka też jest porozrywana tylko nie czułem, bo prawa dużo bardziej bolała