Ten rodzaj zabawy z przesłuchiwaną osobą zaproponował niejaki H. Marsili, mając na uwadze zmuszenie do zeznań bez stosowania okrutnych mąk… no bo cóż to za męka. Narzędzie, którego głównym elementem było wygodne siedzisko w kształcie ostrosłupa, zazwyczaj okutego blachą. Delikwenta rozbierano i za pomocą systemu lin podciągano do góry ze związanymi rękami. Zabawa polegała na tym, iż kat na przemian podnosił i opuszczał skazanego, by wierzchołek ostrosłupa zagłębiał się w odbyt (w przypadku ludzi) lub pochwę (w przypadku kobiet). W ciele ofiary dochodziło do rozerwania narządów wewnętrznych. Czasami w celu przedłużenia cierpień fundowano skazanemu upojną noc na siedzisku. Taka tortura była w zamyśle przewidziana do dłuższego zastosowania, w sposób uniemożliwiający odpoczynek ofierze. Także wtedy, gdy ból doprowadzał do utraty przytomności, osobę torturowaną cucono, by kontynuować przesłuchanie. Umożliwiało to stosowanie kołyski aż do przyznania się podejrzanego i przyczyniło się do ochrzczenia jej mianem Tortury Śpiochów. Ta niepozorna zabawa często kończyła się śmiercią, głównie z powodu zakażeń, gdyż rzadko (a zazwyczaj wcale) nie czyszczono kołyski...