Gówniaki łapią często dane słowa, między wierszami, które dla nas - dorosłych, są niezauważalne. Wiecie co mam na myśli? Przykładowo - kłótnia Rodziców " Nie, nie mamy kasy na to, jeszcze bak w aucie pusty i kolejne 100 euro potrzebuję na tankowanie". Młody wyłapał i chciał pomóc...Ale jest też druga opcja, to zwykły mały kutasiarz, co chce tylko napsuć ile się da i starym życie zatruć
zgadza sie. Przypomniala mi sie historia jak rodzicde mojego mlodszego kuzyna sie klocili i wujek powiedzial, ze wolalby wogole nie jechac na wakacje niz jechac z takim glupim babskiem. To moj kuzyn dlugo sie nie zastanawial, pobiegl do szopy, wlozyl do plecaka mlotek, i wielki sloik w ktorym dziadek trzymal milion gwozdzi.
W porze obiadowej ktos zaczal sie zastanawiac gdzie jest Michalek. Zaczelo sie rozpytywanie, kto ostatnio go widzial itd. Nie bylo paniki bo na wiosce to normalne - pewnie gdzies w sadzie za stodola lazi po drzewach lub poszedl do sasiada. Kiedy nigdzie nie mozna go bylo znalezc zaczela sie mala panika. Na policje nie bylo co dzwonic bo A wtedy jeszcze nie bylo komorek, B - jedyny telefon we wiosce znajdowal sie u soltysa a soltysa przewaznie w domu nie bylo, C - najblizszy policjant musialby przyjechac z miasta i pewnie trwaloby to ze 2 lub 3 godziny. Wujek z ciotka zaczeli po pewnym czasie zaczeli panikowac na serio i zaczeli zgadywac sasiadow do pomocy. Duzo im to nie dalo bo to byl czas zniw i prawie kazdy w polu, lub najebany pod sklepem W koncu zebrala sie jakas ekipa i zaczely sie poszukiwania. Po kilku godzinach najmlodsi musieli wrocic do domu bo robilo sie ciemno. W domku tylko babcia i dziadek + mlodsze kuzynostwo. Wszyscy sie polozyli, cisza a na strychu slychac jakies stukanie, dziwne odglosy. Najstarszy z calej ekipy odwazyl sie po ciemku zobaczyc co sie dzieje na strychu. Wzial latarke i poszedl zobaczyc czy to duchy czy myszy. W calym zamieszaniu okazalo sie, ze nikt nie sprawdzil strychu - na ktorym Michas... siedzial i walil konia. Michas nie wylapal nic z klotni swoich rodzicow, a mlotek i gwozdzie spakowal do plecaka bo byl idiota. Dziekuje - koniec.
zgadza sie. Przypomniala mi sie historia jak rodzicde mojego mlodszego kuzyna sie klocili i wujek powiedzial, ze wolalby wogole nie jechac na wakacje niz jechac z takim glupim babskiem. To moj kuzyn dlugo sie nie zastanawial, pobiegl do szopy, wlozyl do plecaka mlotek, i wielki sloik w ktorym dziadek trzymal milion gwozdzi.
W porze obiadowej ktos zaczal sie zastanawiac gdzie jest Michalek. Zaczelo sie rozpytywanie, kto ostatnio go widzial itd. Nie bylo paniki bo na wiosce to normalne - pewnie gdzies w sadzie za stodola lazi po drzewach lub poszedl do sasiada. Kiedy nigdzie nie mozna go bylo znalezc zaczela sie mala panika. Na policje nie bylo co dzwonic bo A wtedy jeszcze nie bylo komorek, B - jedyny telefon we wiosce znajdowal sie u soltysa a soltysa przewaznie w domu nie bylo, C - najblizszy policjant musialby przyjechac z miasta i pewnie trwaloby to ze 2 lub 3 godziny. Wujek z ciotka zaczeli po pewnym czasie zaczeli panikowac na serio i zaczeli zgadywac sasiadow do pomocy. Duzo im to nie dalo bo to byl czas zniw i prawie kazdy w polu, lub najebany pod sklepem W koncu zebrala sie jakas ekipa i zaczely sie poszukiwania. Po kilku godzinach najmlodsi musieli wrocic do domu bo robilo sie ciemno. W domku tylko babcia i dziadek + mlodsze kuzynostwo. Wszyscy sie polozyli, cisza a na strychu slychac jakies stukanie, dziwne odglosy. Najstarszy z calej ekipy odwazyl sie po ciemku zobaczyc co sie dzieje na strychu. Wzial latarke i poszedl zobaczyc czy to duchy czy myszy. W calym zamieszaniu okazalo sie, ze nikt nie sprawdzil strychu - na ktorym Michas... siedzial i walil konia. Michas nie wylapal nic z klotni swoich rodzicow, a mlotek i gwozdzie spakowal do plecaka bo byl idiota. Dziekuje - koniec.
zgadza sie. Przypomniala mi sie historia jak rodzicde mojego mlodszego kuzyna sie klocili i wujek powiedzial, ze wolalby wogole nie jechac na wakacje niz jechac z takim glupim babskiem. To moj kuzyn dlugo sie nie zastanawial, pobiegl do szopy, wlozyl do plecaka mlotek, i wielki sloik w ktorym dziadek trzymal milion gwozdzi.
W porze obiadowej ktos zaczal sie zastanawiac gdzie jest Michalek. Zaczelo sie rozpytywanie, kto ostatnio go widzial itd. Nie bylo paniki bo na wiosce to normalne - pewnie gdzies w sadzie za stodola lazi po drzewach lub poszedl do sasiada. Kiedy nigdzie nie mozna go bylo znalezc zaczela sie mala panika. Na policje nie bylo co dzwonic bo A wtedy jeszcze nie bylo komorek, B - jedyny telefon we wiosce znajdowal sie u soltysa a soltysa przewaznie w domu nie bylo, C - najblizszy policjant musialby przyjechac z miasta i pewnie trwaloby to ze 2 lub 3 godziny. Wujek z ciotka zaczeli po pewnym czasie zaczeli panikowac na serio i zaczeli zgadywac sasiadow do pomocy. Duzo im to nie dalo bo to byl czas zniw i prawie kazdy w polu, lub najebany pod sklepem W koncu zebrala sie jakas ekipa i zaczely sie poszukiwania. Po kilku godzinach najmlodsi musieli wrocic do domu bo robilo sie ciemno. W domku tylko babcia i dziadek + mlodsze kuzynostwo. Wszyscy sie polozyli, cisza a na strychu slychac jakies stukanie, dziwne odglosy. Najstarszy z calej ekipy odwazyl sie po ciemku zobaczyc co sie dzieje na strychu. Wzial latarke i poszedl zobaczyc czy to duchy czy myszy. W calym zamieszaniu okazalo sie, ze nikt nie sprawdzil strychu - na ktorym Michas... siedzial i walil konia. Michas nie wylapal nic z klotni swoich rodzicow, a mlotek i gwozdzie spakowal do plecaka bo byl idiota. Dziekuje - koniec.
Ty chujku zakłamany przez Ciebie odłożyłem pójście do kibla i mam fugę na gaciach bo już mi prawie wyszła.
Z tej strony Michał, na chuj sprzedajesz rodzinne historie. Własne tam do ciebie i spuszcze się na twoją twarz złamasie!!!!
zgadza sie. Przypomniala mi sie historia jak rodzicde mojego mlodszego kuzyna sie klocili i wujek powiedzial, ze wolalby wogole nie jechac na wakacje niz jechac z takim glupim babskiem. To moj kuzyn dlugo sie nie zastanawial, pobiegl do szopy, wlozyl do plecaka mlotek, i wielki sloik w ktorym dziadek trzymal milion gwozdzi.
W porze obiadowej ktos zaczal sie zastanawiac gdzie jest Michalek. Zaczelo sie rozpytywanie, kto ostatnio go widzial itd. Nie bylo paniki bo na wiosce to normalne - pewnie gdzies w sadzie za stodola lazi po drzewach lub poszedl do sasiada. Kiedy nigdzie nie mozna go bylo znalezc zaczela sie mala panika. Na policje nie bylo co dzwonic bo A wtedy jeszcze nie bylo komorek, B - jedyny telefon we wiosce znajdowal sie u soltysa a soltysa przewaznie w domu nie bylo, C - najblizszy policjant musialby przyjechac z miasta i pewnie trwaloby to ze 2 lub 3 godziny. Wujek z ciotka zaczeli po pewnym czasie zaczeli panikowac na serio i zaczeli zgadywac sasiadow do pomocy. Duzo im to nie dalo bo to byl czas zniw i prawie kazdy w polu, lub najebany pod sklepem W koncu zebrala sie jakas ekipa i zaczely sie poszukiwania. Po kilku godzinach najmlodsi musieli wrocic do domu bo robilo sie ciemno. W domku tylko babcia i dziadek + mlodsze kuzynostwo. Wszyscy sie polozyli, cisza a na strychu slychac jakies stukanie, dziwne odglosy. Najstarszy z calej ekipy odwazyl sie po ciemku zobaczyc co sie dzieje na strychu. Wzial latarke i poszedl zobaczyc czy to duchy czy myszy. W calym zamieszaniu okazalo sie, ze nikt nie sprawdzil strychu - na ktorym Michas... siedzial i walil konia. Michas nie wylapal nic z klotni swoich rodzicow, a mlotek i gwozdzie spakowal do plecaka bo byl idiota. Dziekuje - koniec.
zgadza sie. Przypomniala mi sie historia jak rodzicde mojego mlodszego kuzyna sie klocili i wujek powiedzial, ze wolalby wogole nie jechac na wakacje niz jechac z takim glupim babskiem. To moj kuzyn dlugo sie nie zastanawial, pobiegl do szopy, wlozyl do plecaka mlotek, i wielki sloik w ktorym dziadek trzymal milion gwozdzi.
W porze obiadowej ktos zaczal sie zastanawiac gdzie jest Michalek. Zaczelo sie rozpytywanie, kto ostatnio go widzial itd. Nie bylo paniki bo na wiosce to normalne - pewnie gdzies w sadzie za stodola lazi po drzewach lub poszedl do sasiada. Kiedy nigdzie nie mozna go bylo znalezc zaczela sie mala panika. Na policje nie bylo co dzwonic bo A wtedy jeszcze nie bylo komorek, B - jedyny telefon we wiosce znajdowal sie u soltysa a soltysa przewaznie w domu nie bylo, C - najblizszy policjant musialby przyjechac z miasta i pewnie trwaloby to ze 2 lub 3 godziny. Wujek z ciotka zaczeli po pewnym czasie zaczeli panikowac na serio i zaczeli zgadywac sasiadow do pomocy. Duzo im to nie dalo bo to byl czas zniw i prawie kazdy w polu, lub najebany pod sklepem W koncu zebrala sie jakas ekipa i zaczely sie poszukiwania. Po kilku godzinach najmlodsi musieli wrocic do domu bo robilo sie ciemno. W domku tylko babcia i dziadek + mlodsze kuzynostwo. Wszyscy sie polozyli, cisza a na strychu slychac jakies stukanie, dziwne odglosy. Najstarszy z calej ekipy odwazyl sie po ciemku zobaczyc co sie dzieje na strychu. Wzial latarke i poszedl zobaczyc czy to duchy czy myszy. W calym zamieszaniu okazalo sie, ze nikt nie sprawdzil strychu - na ktorym Michas... siedzial i walil konia. Michas nie wylapal nic z klotni swoich rodzicow, a mlotek i gwozdzie spakowal do plecaka bo byl idiota. Dziekuje - koniec.