Wysłany:
2012-05-11, 13:23
, ID:
1129723
1
Zgłoś
Dziadzio ma rację.
Posiadanie jakichś zdolności matematycznych nie oznacza, że nic nie robiąc zaliczę kurs opierdalając się przez cały czas, poza zajęciami. Znaczy to tyle, że wkładając jakiś wysiłek w naukę z mniejszym, bądź większym trudem, osiągamy takie a takie efekty. Przeciętniak spędzając tyle samo czasu na wkuwaniu, co zdolniacha, nauczy się mniej i osiągnie gorszy wynik. Musi włożyć nieco więcej wysiłku, ale z zaliczeniem nie powinien mieć problemów.
W szkole średniej trafiłem do klasy opierdalaczy. Z takiej matmy to były wyścigi, kto zarobi więcej pał na koniec półrocza. Przyszła klasa maturalna i nagle z nieba zesłany został przypływ geniuszu, bo wszystkie niemal wszystkie te głąby, które walczyły z zagrożeniami, albo ciągnęła na 2, albo 3, zaczęli dostawać 4. Zostało tylko 2 wybitnych kretynów, którzy jednak tą maturę zdali.
Tak samo teraz jest z analizą matematyczną. Wszyscy tak na nią narzekają, ale sam kurs znów nie jest taki trudny do zaliczenia, jeżeli po zajęciach robisz jeszcze coś innego poza imprezowaniem i siedzeniem na necie. Większość całek, jakie widziałem na kolokwiach, da się policzyć wyuczywszy się schematu, kompletnie nie rozumiejąc co się robi.
"Hómaniści" często używają tego argumentu, że jedni sobie dobrze radzą z matematyką i są kiepscy z przedmiotów humanistycznych, a inni na odwrót. Jest to kolejna bzdura wyssana z palca. Takich ludzie nie spotkałem dużo, mimo iż faktycznie istnieją. Natomiast większość była zła albo we wszystkim, albo dobra kilku dziedzinach, w innych słabsza, jednak nie kiepska. Jakoś tzw. ścisłowcy nie mieli problemów z kończeniem z 4 historii, czy języka polskiego.
Tłumaczenie w stylu "może mam te 2 z matmy, ale jestem mocny z polskiego!", jest tak samo fałszywe jak "Rozpierdalam równania różniczkowe wyższych rzędów z palcem w dupie, więc nie muszę znać ortografii".
Rodzimy się z różnymi stopniami zdolności, ale do jasnej cholery zasłanianie własnej indolencji, bądź lenistwa jakimś pustym frazesem jest niepoważne. Prawda jest taka, że większość z nas jest zdolna osiągać przeciętne wyniki w większości dziedzin. Tyczy się to i "humanistów" i "ścisłowców", takie są fakty.
BTW, biologia to nauka przyrodnicza i z nią też "humaniści" często są na bakier, zwłaszcza kiedy w liceum w pewnym momencie kończy się wykuwanie definicji na pamięć, a zaczyna pisanie tych tabelek określających w którym pokoleniu jakaś cecha się ujawni ;d.