Miałem kiedyś tico i to było jedno z najlepszych aut jakie miałem. Niemal bezawaryjne, a komplet filtrów kosztował jakieś 20zł. Psuły się tylko klamki (pękały na mrozie) i przeguby. Na szczęście klamki kosztowały po 12zł, a przeguby niecałe 30zł. Spalanie jakieś 6 po mieście i 4,5 w trasie.
Zanim zrobiłem prawko, tico należało do ojca, który - nie ma się czym chwalić - o auto nie dbał. Przez 10 lat użytkowania auto miało na liczniku 60 tysięcy. W tym czasie olej był wymieniany może z raz lub dwa. Podobnie jak filtry. Ojciec woził nim też cement i drewno - średnio jakieś pół tony i choć tarło o asfalt na wybojach to dawało radę.
Ja zawsze ceniłem dobre przyspieszenie. Niby tylko 0,8, ale masa niewielka. Tak do 70km/h całkiem nieźle dawało radę. Fajna była też składana kanapa, przez co robiło się miejsca tyle co w kombi. Raz na spontanie z obecną żoną, a wtedy jeszcze dziewczyną (7 lat temu), wybraliśmy się w góry. Był sezon, więc nie znaleźliśmy noclegu. Zatrzymaliśmy się w lesie i kimaliśmy w tico. Było w chuj krzywo i niewygodnie, ale dało się wyprostować nogi. Po podłożeniu plecaków i karimaty daliśmy radę. Zajebiste wspomnienia
Gdyby miało lepszą blachę i nowocześniejszy wygląd, byłoby hitem. Bez kitu. Ten silnik jest nie do zajechania, a w suzuki maruti potrafi robić po kilkaset tysięcy przebiegu.