Wspaniały plan z Brukseli mający ocalić świat od zagłady
W atmosferze będzie mniej dwutlenku węgla, ale w kieszeniach Polaków będzie mniej pieniędzy. Przez politykę klimatyczną UE zapłacimy o kilkadziesiąt procent wyższe rachunki. Wzrośnie również bezrobocie. Cała gospodarka w ciągu kilku lat może stracić ponad 125 mld zł.
Unia Europejska jest światowym liderem we wprowadzaniu polityki klimatycznej. Do 2020 r. o jedną piątą chce zmniejszyć emisję CO2. Raport Instytutu Kościuszki nie pozostawia jednak złudzeń - koszty tej polityki są ogromne i w dużej mierze zapłacą je Polacy.
W Polsce około 90 proc. energii elektrycznej pochodzi z węgla (kamiennego i brunatnego), a to oznacza, że polska energetyka poniesie duże obciążenia w związku z polityką klimatyczną. Duże koszty produkcji energii elektrycznej przenoszą się na kondycję całej gospodarki.
Według raportu Instytutu Kościuszki łączny wpływ polityki klimatycznej UE może oznaczać dla naszego kraju spadek PKB rzędu 15-30 mld euro do 2020 r. Na każdego Polaka to rocznie od 235 do 470 zł.
Wyższe rachunki, więcej biedy
Koszty polityki klimatycznej to jednak nie tylko dość abstrakcyjny dla Kowalskiego spadek PKB. To realne pieniądze, które trzeba będzie zapłacić. Po pierwsze: za prąd, po drugie: za ciepło, po trzecie: za wszystko.
Według raportu Instytutu Kościuszki do 2020 r. ceny energii elektrycznej wzrosną od 10 do nawet 50 proc. Podwyżki rachunków za prąd są dla Polaków szczególnie bolesne, ponieważ już teraz płacimy bardzo dużo. W porównaniu do siły nabywczej, w 2011 r. ceny energii elektrycznej dla odbiorców indywidualnych w Polsce były o 28 proc. wyższe od średniej UE.
O 30 proc. więcej zapłacimy za ogrzewanie. To bardzo zła informacja. Obecnie 1/3 Polaków mieszka w niedogrzanych lub zawilgoconych mieszkaniach. Niemal co druga rodzina (44,5 proc. gospodarstw domowych) wydaje na prąd i ogrzewanie ponad 10 proc. pieniędzy, które zostaną jej po opłaceniu podatków. Według analityków Instytutu Kościuszki polityka klimatyczna UE może oznaczać wzrost ubóstwa energetycznego w Polsce nawet o 5,3 proc.
Rosnące ceny energii i ogrzewania oznaczają, że podrożeje niemal wszystko. Według NBP z powodu polityki klimatycznej w 2013 r. ceny wzrosną dodatkowo o 0,3-1,5 punktu procentowego. Oznacza to, że za redukcję emisji CO2 już w tym roku będziemy płacić przy okazji każdych zakupów.
Negatywne skutki droższej energii i konieczności opłat za emisję CO2 odczuje w pierwszym rzędzie przemysł. Już rok temu Krajowa Izba Gospodarcza ostrzegała, że w 2015 r. koszt polityki klimatycznej dla naszego przemysłu wyniesie 5 mld zł. Tak duże obciążenia oznaczają droższą produkcję i spadek konkurencyjności.
W skrajnym przypadku polityka klimatyczna doprowadzi do ucieczki przemysłu z Polski poza granicę UE, co oznacza utratę miejsc pracy i wzrost bezrobocia. Ze względu na ograniczenie krajowej produkcji pogorszy się bilans handlowy naszego kraju - spadnie eksport, a wzrośnie import. Osłabieniu ulegnie również polski złoty - przewidują analitycy Instytutu Kościuszki. Co gorsza problemy dotyczą nie tylko naszego kraju, ale całej Unii Europejskiej.
- Próba zduszenia gospodarki europejskiej doprowadzi do tego, że stracimy tę historyczną przewagę, którą Europa miała na świecie - tak skutki systemu unijnego handlu emisjami skomentował Jarosław Zagórowski, prezes Jastrzębskiej Spółki Węglowej.
Więcej czy mniej? Koszty rosną Trzeba pamiętać, że wszystkie powyższe wyliczenia kosztów opierają się na dotychczasowych regulacjach. Tymczasem prawo w Unii Europejskiej zawsze może się zmienić. Unijna komisarz ds. klimatu Connie Hedegaard forsuje np. wycofanie z rynku części pozwoleń na emisję CO2, które spowodowałoby wzrost cen dla przemysłu.
O wpływie duńskiej komisarz świadczy sukces, który odniosła w trakcie ostatnich negocjacji w sprawie budżetu UE. Zapisano w nim, że 20 proc. wydatków z funduszy unijnych musi zostać przeznaczone na politykę klimatyczną.
- W przypadku Polski oznacza to, że mając 300 mld zł funduszy strukturalnych, będziemy musieli z tego przeznaczyć 60 mld zł na walkę ze zmianami klimatu i zapłacić drugie tyle udziału własnego, czyli łącznie 120 mld zł - wylicza prof. Władysław Mielczarski.
Można uznać, że te 120 mld to kolejne koszty, które ponosi nas kraj za unijną politykę klimatyczną.
Część z nas zapewne zaciśnie pasa. Pytanie tylko czy na swojej szyi czy może na szyjach złodziei i debili z Brukseli.
Tylko że wupepeel nie raczyła wspomnieć (chyba, nie czytałem) że większość państw za punkt wyjścia przyjęła rok 2000 (bodajże 2000, w umowach może być inny, chodzi mi o pokazanie schematu). A jako że technika poszła tak do przodu, to redukcja emisji o 20% już sie de facto dla nich dokonała. Czyli niepodległe państwa nie kosztuje to prawie nic.
No.
Tylko że ten kurwa w dupę jebany ryży chuj za punkt wyjścia przyjął rok 2011. I jesteśmy w dupie.
Czekam na komentarze pożytecznych idiotów (mongoloid, do ciebie piję) na temat tego, jak jest zajebiście i jak Polska NIE jest wyprzedawana.
Za 3...2...1...