Lutz Eigendorf, czyli piłkarskie morderstwo.
Pan_Generał
• 2013-05-14, 22:25
4
Bardzo ciekawy artykuł Krzysztofa Stanowskiego
'Na trzech pierwszych miejscach w 2. Bundeslidze są: Hertha Berlin, Eintracht Brunszwik i 1.FC Kaiserslautern. Niewykluczone, a nawet całkiem prawdopodobne, że w komplecie zameldują się od nowego sezonu ligę wyżej. To zdumiewający zbieg okoliczności: trzy kluby z trzech miast, w których w piłkę grał Lutz Eigendorf. Wszystkie mogą awansować w 30. rocznicę jego śmierci. Kim był? Utalentowanym piłkarzem, na którego wydano wyrok śmierci. Eigendorfowi odebrano żonę, dziecko, a na końcu także życie - za to, że ośmielił się zmienić klub. Za operacją stało Stasi, czyli ministerstwo bezpieczeństwa państwowego NRD. Uznałem, że jest to historia warta odświeżenia.
Nakreślmy sytuację.
Lutz Eigendorf - urodzony 16 lipca 1956 roku we wschodnim Berlinie. Zdolny pomocnik, dość szybko trafił do reprezentacji kraju i w debiucie strzelił dwa gole w spotkaniu z Bułgarią. Postawny, czarnowłosy, ma żonę Gabrielę i córkę Sandy. Już w wieku trzynastu lat został zawodnikiem Dynama Berlin, po latach trafił do pierwszej drużyny tego najpotężniejszego wówczas klubu w NRD.
Dynamo Berlin - klub, nad którym patronat objęło Stasi. Przez dziesięć kolejnych lat wygrywał ligę w NRD, chociaż nie zawsze w sportowy sposób. Korupcja, zastraszanie sędziów i zawodników drużyn przeciwnych, doping, podkradanie piłkarzy - to była codzienność. Pieczę nad wszystkim trzymał prezes klubu Erich Mielke.
Erich Mielke - komunista urodzony w 1907 roku w Berlinie, przez ponad 40 lat minister bezpieczeństwa NRD, szef Stasi. Bezwzględny oprawca. Pod koniec życia skazany za dwa udowodnione morderstwa i osadzony w więzieniu. Wyszedł dość szybko, ze względu na zły stan zdrowia. Po NRD krążył dowcip. Erich Honecker mówi: "Zbieram wszystkie dowcipy, jakie krążą na mój temat". A Mielke na to: "To mamy bardzo podobne hobby. Ja zbieram tych, którzy je opowiadają".
W 1979 roku, siedem miesięcy po debiucie w kadrze, 22-letni Eigendorf wraz ze swoim Dynamem Berlin pojechał na towarzyski mecz z 1.FC Kaiserslautern. Berlińczycy przerżnęli dość gładko, 1:4, ale pocieszeniem dla działaczy było to, że nikt nie uciekł i nie wybrał życia w RFN. Do czasu. Podczas powrotu, autokar zatrzymał się na moment w Giessen, gdzie zawodnicy mogli dokonać zakupów. Korzystając z zamieszania, Eigendorf wskoczył do stojącej nieopodal taksówki i wydał komendę: "gaz do dechy!".
Podobnych ucieczek w historii futbolu było wiele, pamiętamy nawet te z udziałem polskich piłkarzy. Jednak takiej - z klubu kontrolowanego przez Stasi - nie było nigdy wcześniej i nigdy później. Erich Mielke, jeden z najpotężniejszych ludzi w NRD, a jednocześnie prezes Dynama, potraktował zuchwałą ucieczkę Eigendorfa jako osobistą hańbę i postanowił, że zrobi wszystko, by się zemścić. A miał ku temu odpowiednie narzędzia. Kilkunastu tajnych agentów Stasi dzień w dzień śledziło piłkarza na terenie RFN. Znali jego przyzwyczajenia, słabości, ulubione miejsca, kolegów czy sąsiadów. Jednocześnie w Berlinie rozpoczęto operację "Róża", która miała doprowadzić do tego, że żona - Gabriela - straci ochotę na dołączenie do męża. Dzień w dzień adorowało ją kilku funkcjonariuszy (ich funkcję nazywano "Romeo"), aż w końcu jednemu - wcześniej bliskiemu przyjacielowi zbiega - udało się rozkochać w sobie porzuconą chwilowo małżonkę. Kobieta, nie wiedząc, że pada ofiarą potwornej manipulacji, zażądała rozwodu, a następnie wyszła za agenta Stasi. "Romeo" z sąsiedztwa adoptował też córkę Lutza Eigendorfa.
To był tylko wstęp, bo Mielke od początku znał ostatnią część planu: ostatecznie rozwiązanie. Jednym słowem - morderstwo.
Do RFN wysłano między innymi Karla-Heinza Felgera, świetnie zapowiadającego się boksera, który znał Eigendorfa ze wspólnych berlińskich biesiad. Kilkadziesiąt lat później, a dokładnie w 2010 roku, Felger będzie biednym i wykolejonym człowiekiem, mieszkającym w Duesseldorfie, w przytułku dla bezdomnych. Pewnego dnia weźmie nóż do ręki, napadnie na sklep i ukradnie 400 euro. Ten fakt oraz wyrok (6,5 roku więzienia) przeszedłby niezauważony przez opinię publiczną, gdyby nie wyznanie: - Byłem informatorem Stasi. Otrzymałem zadanie zabić Lutza Eigendorfa, zaakceptowałem zlecenie, ale się z niego nie wywiązałem.
Jeśli faktycznie ze zlecenia nie wywiązał się Felger (a są co do tego wątpliwości), wywiązał się ktoś inny - świadczą o tym ujawnione akta. Lutz Eigendorf 5 marca 1983 roku - wtedy już był piłkarzem Eintrachtu Brunszwik, do którego trafił za 400 tysięcy marek - wsiadł za kierownicę swojego Alfa Romeo. Droga zakręciła, on pojechał prosto. Władował się prosto w drzewo, a odniesione rany głowy okazały się śmiertelne. Jak wykazały ekspertyzy, 26-letni kierowca był pod silnym wpływem alkoholu.
Są dwie wersje, jak doszło do tego wypadku, obie szokujące.
Pierwsza - Eigendorf został zatrzymany przez agentów Stasi przebranych za patrol drogowy. Ci wstrzyknęli mu do żył dużą dawkę czystego alkoholu, następnie nieprzytomnego posadzili za kierownicą. Do samochodów wsiadł też jeden z agentów i rozpędził auto do odpowiedniej prędkości, by w ostatniej chwili z niego wyskoczyć.
Druga - Eigendorf został porwany. Agent przystawił mu pistolet do głowy i kazał wypić dużą dawkę alkoholu, z domieszką trucizny. Następnie piłkarza puszczono wolno. W panice pobiegł prosto do swojego samochodu i otumaniony ruszył w stronę domu. Gdy zbliżał się do ostrego zakrętu, długimi światłami oślepił go inny funkcjonariusz Stasi. Zawodnik znajdujący się pod wpływem alkoholu i środków odurzających wjechał w drzewo.
Natknąłem się na tę wstrząsającą historię przypadkiem - czytając ostatni numer "Śledczego" - i uznałem, że warta jest rozpowszechnienia. Nietypowy tekst jak na "mój" wtorek, ale mam nadzieję, że ciekawy. Erich Mielke był politycznym i sportowym fanatykiem, a Lutz Eigendorf zwykłym człowiekiem, który pragnął normalnie żyć.
Przypomniała mi się wymiana zdań z Andrzejem Iwanem.
- Andrzej, czy ty jako piłkarz miałeś agenta?
- Agenta? Wokół mnie było mnóstwo agentów!'
weszlo.com/news/14709-Jak_co_wtorek_Krzysztof_Stanowski
'Na trzech pierwszych miejscach w 2. Bundeslidze są: Hertha Berlin, Eintracht Brunszwik i 1.FC Kaiserslautern. Niewykluczone, a nawet całkiem prawdopodobne, że w komplecie zameldują się od nowego sezonu ligę wyżej. To zdumiewający zbieg okoliczności: trzy kluby z trzech miast, w których w piłkę grał Lutz Eigendorf. Wszystkie mogą awansować w 30. rocznicę jego śmierci. Kim był? Utalentowanym piłkarzem, na którego wydano wyrok śmierci. Eigendorfowi odebrano żonę, dziecko, a na końcu także życie - za to, że ośmielił się zmienić klub. Za operacją stało Stasi, czyli ministerstwo bezpieczeństwa państwowego NRD. Uznałem, że jest to historia warta odświeżenia.
Nakreślmy sytuację.
Lutz Eigendorf - urodzony 16 lipca 1956 roku we wschodnim Berlinie. Zdolny pomocnik, dość szybko trafił do reprezentacji kraju i w debiucie strzelił dwa gole w spotkaniu z Bułgarią. Postawny, czarnowłosy, ma żonę Gabrielę i córkę Sandy. Już w wieku trzynastu lat został zawodnikiem Dynama Berlin, po latach trafił do pierwszej drużyny tego najpotężniejszego wówczas klubu w NRD.
Dynamo Berlin - klub, nad którym patronat objęło Stasi. Przez dziesięć kolejnych lat wygrywał ligę w NRD, chociaż nie zawsze w sportowy sposób. Korupcja, zastraszanie sędziów i zawodników drużyn przeciwnych, doping, podkradanie piłkarzy - to była codzienność. Pieczę nad wszystkim trzymał prezes klubu Erich Mielke.
Erich Mielke - komunista urodzony w 1907 roku w Berlinie, przez ponad 40 lat minister bezpieczeństwa NRD, szef Stasi. Bezwzględny oprawca. Pod koniec życia skazany za dwa udowodnione morderstwa i osadzony w więzieniu. Wyszedł dość szybko, ze względu na zły stan zdrowia. Po NRD krążył dowcip. Erich Honecker mówi: "Zbieram wszystkie dowcipy, jakie krążą na mój temat". A Mielke na to: "To mamy bardzo podobne hobby. Ja zbieram tych, którzy je opowiadają".
W 1979 roku, siedem miesięcy po debiucie w kadrze, 22-letni Eigendorf wraz ze swoim Dynamem Berlin pojechał na towarzyski mecz z 1.FC Kaiserslautern. Berlińczycy przerżnęli dość gładko, 1:4, ale pocieszeniem dla działaczy było to, że nikt nie uciekł i nie wybrał życia w RFN. Do czasu. Podczas powrotu, autokar zatrzymał się na moment w Giessen, gdzie zawodnicy mogli dokonać zakupów. Korzystając z zamieszania, Eigendorf wskoczył do stojącej nieopodal taksówki i wydał komendę: "gaz do dechy!".
Podobnych ucieczek w historii futbolu było wiele, pamiętamy nawet te z udziałem polskich piłkarzy. Jednak takiej - z klubu kontrolowanego przez Stasi - nie było nigdy wcześniej i nigdy później. Erich Mielke, jeden z najpotężniejszych ludzi w NRD, a jednocześnie prezes Dynama, potraktował zuchwałą ucieczkę Eigendorfa jako osobistą hańbę i postanowił, że zrobi wszystko, by się zemścić. A miał ku temu odpowiednie narzędzia. Kilkunastu tajnych agentów Stasi dzień w dzień śledziło piłkarza na terenie RFN. Znali jego przyzwyczajenia, słabości, ulubione miejsca, kolegów czy sąsiadów. Jednocześnie w Berlinie rozpoczęto operację "Róża", która miała doprowadzić do tego, że żona - Gabriela - straci ochotę na dołączenie do męża. Dzień w dzień adorowało ją kilku funkcjonariuszy (ich funkcję nazywano "Romeo"), aż w końcu jednemu - wcześniej bliskiemu przyjacielowi zbiega - udało się rozkochać w sobie porzuconą chwilowo małżonkę. Kobieta, nie wiedząc, że pada ofiarą potwornej manipulacji, zażądała rozwodu, a następnie wyszła za agenta Stasi. "Romeo" z sąsiedztwa adoptował też córkę Lutza Eigendorfa.
To był tylko wstęp, bo Mielke od początku znał ostatnią część planu: ostatecznie rozwiązanie. Jednym słowem - morderstwo.
Do RFN wysłano między innymi Karla-Heinza Felgera, świetnie zapowiadającego się boksera, który znał Eigendorfa ze wspólnych berlińskich biesiad. Kilkadziesiąt lat później, a dokładnie w 2010 roku, Felger będzie biednym i wykolejonym człowiekiem, mieszkającym w Duesseldorfie, w przytułku dla bezdomnych. Pewnego dnia weźmie nóż do ręki, napadnie na sklep i ukradnie 400 euro. Ten fakt oraz wyrok (6,5 roku więzienia) przeszedłby niezauważony przez opinię publiczną, gdyby nie wyznanie: - Byłem informatorem Stasi. Otrzymałem zadanie zabić Lutza Eigendorfa, zaakceptowałem zlecenie, ale się z niego nie wywiązałem.
Jeśli faktycznie ze zlecenia nie wywiązał się Felger (a są co do tego wątpliwości), wywiązał się ktoś inny - świadczą o tym ujawnione akta. Lutz Eigendorf 5 marca 1983 roku - wtedy już był piłkarzem Eintrachtu Brunszwik, do którego trafił za 400 tysięcy marek - wsiadł za kierownicę swojego Alfa Romeo. Droga zakręciła, on pojechał prosto. Władował się prosto w drzewo, a odniesione rany głowy okazały się śmiertelne. Jak wykazały ekspertyzy, 26-letni kierowca był pod silnym wpływem alkoholu.
Są dwie wersje, jak doszło do tego wypadku, obie szokujące.
Pierwsza - Eigendorf został zatrzymany przez agentów Stasi przebranych za patrol drogowy. Ci wstrzyknęli mu do żył dużą dawkę czystego alkoholu, następnie nieprzytomnego posadzili za kierownicą. Do samochodów wsiadł też jeden z agentów i rozpędził auto do odpowiedniej prędkości, by w ostatniej chwili z niego wyskoczyć.
Druga - Eigendorf został porwany. Agent przystawił mu pistolet do głowy i kazał wypić dużą dawkę alkoholu, z domieszką trucizny. Następnie piłkarza puszczono wolno. W panice pobiegł prosto do swojego samochodu i otumaniony ruszył w stronę domu. Gdy zbliżał się do ostrego zakrętu, długimi światłami oślepił go inny funkcjonariusz Stasi. Zawodnik znajdujący się pod wpływem alkoholu i środków odurzających wjechał w drzewo.
Natknąłem się na tę wstrząsającą historię przypadkiem - czytając ostatni numer "Śledczego" - i uznałem, że warta jest rozpowszechnienia. Nietypowy tekst jak na "mój" wtorek, ale mam nadzieję, że ciekawy. Erich Mielke był politycznym i sportowym fanatykiem, a Lutz Eigendorf zwykłym człowiekiem, który pragnął normalnie żyć.
Przypomniała mi się wymiana zdań z Andrzejem Iwanem.
- Andrzej, czy ty jako piłkarz miałeś agenta?
- Agenta? Wokół mnie było mnóstwo agentów!'
weszlo.com/news/14709-Jak_co_wtorek_Krzysztof_Stanowski