Mam nadzieję, że pisanie o chorobach psychicznych tutaj się w miare przyjmie, bo mam wujaska psychiatrę i sama miałam okazję z kilkoma takimi osobami porozmawiać czy się spotkać.
Na początek trochę pieprzenia o tym o co właściwie chodzi.
W nerwicy lękowej uczucie lęku wysuwa się na pierwszy plan. Charakterystyczne obawy to:
brak pewności siebie,
oczekiwanie niepowodzeń,
skłonność do przeżywania z niepokojem i napięciem mających nastąpić wydarzeń,
przeczulenie na punkcie opinii innych,
wycofywanie się z kontaktów z otoczeniem.
Przyczyną nerwicy lękowej są sytuacje bezpośredniego zagrożenia, a także długotrwale utrzymujące się sytuacje urazowe o cechach konfliktu lub frustracji. W przypadku sytuacji bezpośredniego zagrożenia uraz psychiczny, doznany np. w warunkach frontowych, wyzwala gwałtowne przerażenie z silnym odczynem wegetatywnym i nieraz z przymgleniem świadomości. Długotrwałe sytuacje urazowe prowadzić mogą do rozwinięcia się innej postaci nerwicy lękowej, której objawem są fobie . Wykazują one znaczną różnorodność. Mogą więc pojawić się:
agorafobie - lęk przed przejściem przez otwartą przestrzeń,
klaustrofobie - lęk przed zamkniętymi pomieszczeniami,
mizofobie - lęk przed zabrudzeniem się,
karcinofobie - lęk przed zachorowaniem na raka. W przypadku lęku przed zachorowaniem - nozofobia, występuje poczucie poważnego zagrożenia chorobą, a nie przeświadczenie, iż niebezpieczna choroba niszczy organizm.
Czasem w nerwicy lękowej występują stany paniki, z paraliżującym lękiem, z poczuciem krańcowego zagrożenia.
Za ewentulny chaos przepraszam, hejtujcie jak złe, wyjebcie nawet, nie wiem jak to wygląda, bo ciężko przejrzeć to wszystko bez jej widoku w ostatnich dniach przed oczami.
Tak więc pewnego pięknego dnia po przeczytaniu kilku postów BongMana wcześniej wspomniany wujo stwierdził iż jestem niezrównoważona psychicznie (jakby ktoś pytał - niezrównoważona osobowość). Takim sposobem trafiłam do cudownego szpitala psychiatrycznego na oddział dla młodzieży. Salę dzieliłam z dziewczyną, która w tamtym miejscu siedzi już ponad rok. Dziewczyna na początku patrzyła na mnie spod sępa, jak przechodziłam korytarzem (tak, nie ma tam drzwi), w końcu pielęgniarka zaprowadziła mnie do sali w której ta dziewczyna się znajdowała, nazwijmy ją X. Jak się dowiedziałam wcześniej - gdy do mnie mówi mam jej nie lekceważyć, bo wpadnie w panikę. Pięknie ładnie zaczęłam się rozpakowywać wtem ta usiadła w kącie i gryzła sobie dłonie (miał duże problemy z samookaleczaniem). Spytała mnie jak się mam i co tutaj robię. W głowie dudniły mi slowa piguły więc grzecznie odpowiedziałam. Po skończeniu rozmowy dziewczyna wyrzuciła oczy na wierzch conajmniej jakbym zabiła stado muslimów jako sześciolatka. Otwierała kilkukrotnie buzię aż w końcu wypowiedziała jedno zdanie:
- Tylko mnie nie zabijaj.
Polska służba zdrowia oczywiście zrobiła swoje kurestwo i na siłę zaczęła socjalizować. Oczywiście wypuszczali ją na spacery do ogródeczka otoczonego 5 metrowym murem, samą. Głośno krzyczała, mówiła, że widzi potwory, gdzie co chwilę wchodził jakiś terapeuta. Kompletnie bała się otwartych przestrzeni i niewiadome było kiedy i co widziała, często w środku nocy budziła się z jękami jakby conajmniej podżynano jej gardło dlatego też była zawsze zabezpieczana pasami. To jeszcze nic. Pewnej nocy postanowiła nawiedzić nas cudowna pani pielęgniarka. X siedziała na łóżku i wyglądała jak wrak. Gdy pielęgniarka weszła aż przeraziłam się tym co dziewczyna mogła zobaczyć. Wyprostowała się i gdy ta do niej podchodziła X zaczynała krzyczeć głośniej, głośniej i głośniej. Pluła na nią, klnęła i wyrywała się z pasów aż pękły sprzączki (pasy starego typu, coś jak zwykłe paski do spodni) automatycznie z punktu przyszedł sanitariusz, dziewczyna go okrutnie go podrapała, przez dwa tygodnie miał na policzku bliznę i nie zdziwiłabym się gdyby tam została do dziś. Przypięli ją znów tym razem na magnety, była tak spięta przez późniejsze dwa tygodnie. Co ciekawsze, nie bała się tylko mnie, stwierdziła, że "te skurwysyńskie diabły zesłały mnie abym odpędzała od niej to zło". Mówiła, że czuje się bezpiecznie jak patrzę z drugiej strony sali. Opowiadała mi codziennie o tym co widzi, co ją prześladuje. Kilka dni po ciszy jak nikt jej w tych pasach niepokoił niczym innym niż lekami uspakajającymi i jedzeniem zaczęła krzyczeć jak chyba nigdy. Podeszłam i spytałam co się dzieje, a ona darła się "Dlaczego mi to zrobiłaś? Dlaczego do mnie mówisz skoro wisisz przy tym suficie i od kilku dni żrą Cię robaki? Po co mnie urodziłaś? Jestem prodłem, pomiotem, przekleństwem. Jestem centrum świata, całym jego złem. To ja zabiłam Jezusa, to ja zalałam świat. To ja, jestem potężna, a teraz wszystkie potwory zabiję, będę sama. Sama.Sama. " Ja tak naprawdę usłyszałam wszystko co mówiła, inni myśleli, że po prostu dziewczyna jest sierotą i widzi matkę. Jej lęk potem był niesamowicie wielki, na najmniejszy promień światła, czy szurniecie reagowała jakby celowano w jej osobę bronią niewiadomo jakiego kalibru. W końcu odizolowano ją od wszystkiego. Z tego co mi wiadomo oszalała kompletnie. Jest przetrymywana w małym pomieszczeniu w którym nie da się zrobic sobie nic, dźwięki z zewnątrz nie dochodzą. Utrzymują ją w stanie podobnym do śpiączki, minimalnie tak aby przytrzymać ją przy życiu. Oto historia prawdziwa o eksperymentach polskich psychiatrów. Kurwy niech płoną, bo z dziewczyny z uleczalnymi lękami zrobili warzywo.