Siberian_Meat_Grinder napisał/a:
ogólnie szkocki nie jest jakoś szczególnie trudny do zrozumienia. Za to Glaswegian (akcent ludzi z Glasgow i okolic) jest konkretnie popierdolony dla kogoś, kto ma z nim kontakt pierwszy raz (fragment w 1:12)
Stary... Zjechałem troche Szkocji nie jakos jak ekspert, paru znajomych mieszkalo tu i tam po calej Szkocji i kurwa nie ma znaczenia gdzie, a z kim prowadzisz rozmowe
. W Glasgow np koles z taryfy spoko dalo sie dogadac, ale tam jest tylu pozytywnych swirow
. On sam nie wiem skad po jakims tam czasie rozmow wyciaga peruke z kolorowymi wlosami (koles co wyglada na typowego ojca ze sweterkiem z Amerykanskiego snu). Na polnocy góral rozjebal mnie wiazanka, na lotnisku jegomość z dość "przeczesanym" stanem uzębienia to samo, starszy pan w takiej typowej spelunie.... Ogólnie kumpel co robil w warsztacie samochodowym najlepiej opanował ich język. Z jednej prostej przyczyny. Nie pracował tam żaden kwiatek, a srogie mordy i musiał szybko się uczyć co pierdolą. Ogólnie w podróży skupienie w rozmowie musze mieć wielkie i nie zawsze wszystko wyłapie, czasem chuja wiem
. Sprawdzilem ta teorie w Aberdeen i kolesia, ktorego normalnie bez trudu rozumialem poprosilem o wiazanke jakiegoś dorzecza. Ni chuja nie wiedzialem co mowi to samo znajoma z ameryki nie mogła odpowiedzieć. Jednak jak mówiłem ekspertem nie jestem, a to moje obserwacje