A na końcu, wiecie co chłopaki ręczny był zaciągnięty... sorki
Przypomniała mi się akcja, jak jeszcze w czasach gimbazjalnych, na wakacjach poszliśmy z kolegami z klasy na hehe pierwsze piwkowanie do ziomka. Chłop wpadł na pomysł, że nie będzie pił, ale za to weźmie samochód starszego i pojedziemy na takie kąpielisko zwane żwirownią, gdzie sobie podriftujemy. Po 2 piwach umysł gimbusa nie dostrzegał w tym pomyśle żadnych wad.
No to przejechaliśmy te parę kilometrów, lekko obsrani ale w końcu dojechaliśmy i ziomeczek zaczął odpierdalać swoje tokio drifty, żwir się sypie, wszyscy się cieszą, aż tu nagle jeb. Chłop się zatrzymał i nie może ruszyć i panika, bo gość krzyczy, że mogła linka od gazu pójść się jebać. My tak nie bardzo wiemy co robić i kierowca mówi, żebyśmy wysiedli i zaczęli pchać. No to wysiadło nas 4 i pchamy ten furgon, gość próbuje ruszyć, imba w chuj, żwir się sypie, wszyscy ujebani, a nagle nasz wesoły koleżka rajdowiec wychyla łeb przez okno i mówi "kurwa sorry, ręczny miałem zaciągnięty".