Sytuacja hipotetyczna (zanim wywoła się burza na temat wszystkim już znany):
Wyobraźcie sobie, że w takim mieście, budynek stoi odłogiem, nikt go nie chce kupić, nie opłaca się wyburzyć, bo jeszcze jest w stanie 'dobrym'. Stoi rudera i straszy. Jest bezrobocie, ale hodowla na własny użytek została zalegalizowana ew. przy ścisłych kontrolach - większe plantacje jako lekarstwo na recepty lub do coffeshopów. W ten oto sposób można by przyczynić się do:
1) Restauracji budynku - z czasem przedsiębiorca by go wyremontował, bo przecież przynosiłoby to profity
2) Praca dla lokalnych mieszkańców
3) Część pieniędzy z zysków szła by na edukacje młodzieży, żeby NIE paliła i była świadoma co to jest
4) Gość zainwestowane pieniądze (bo sprzęt jest drogi, do tego nawozy, prąd, ziemia etc.) wpakowałby we własny biznes, mógłby wyżywić rodzinę (nie tylko swoją)
5) Budżet państwa z takiej plantacji dostałby kupę siana - z takiej plantacji po wszystkim można by kilka-naście kilogramów (mogę się mylić) suszu nazbierać + nie byłaby to jedna taka pewnie w Polsce.
Nie popieram naturalnie takich rzeczy, bo mimo wszystko złamali prawo (i to grubo), ale gdyby spojrzeć ze strony biznesowej, opłaciłoby się to wszystkim możliwym stronom. Oczywiście gimby po jakimś czasie przestałby się tym jarać i sytuacja by się uregulowała (a biznes kręcił).
Ale co tam, zaraz ktoś mi pociśnie, że jestem ćpunem
.