Ostatnio zauważyłem jeszcze ciekawe zjawisko. Osoby, które wypowiadają słowa "I dlatego nie chodzę na wybory!" wręcz się kurwa dumni czują. Gdzie tu powód do dumy? Że się jest jebanym idiotą, który losy swoich rodziców, znajomych, swoje własne ma w dupie?
(...)
I błagam, proszę nie pierdolcie, że nie ma na kogo głosować.
Bo kurwa nie ma na kogo głosować. Na ryżego? A może na PiS, który jest takim samym syfem jak PO. A może na dinozaury z SLD, pamiętające jeszcze wyprowadzenie sztandaru i tęskniące za tamtymi czasami? Może na Palikota, którego partia jest zbieraniną największych oszołomów jakich się dało pozbierać? Na wiśniokóf z PSL? Na narodowców, którzy wszędzie wypychają Bosaka, bo to chyba jedyny ich kompetentny człowiek?
Ludzie, których naprawdę w tym kraju szanuję i na których bym zagłosował nigdy nie pójdą w politykę.
A dopóki ministrami nie będą fachowcy, dobrzy menadżerowie, a nie kumple nieudacznicy z partyjnego nadania, to sobie możesz głosować nawet na partię Basi z klatki B i nic się nie zmieni.
Po chuj mam iść na najbliższe wybory? Wybierając partię spoza mainstreamu marnujesz głos, bo banda debili będzie wolała głosować na tych, którzy są teraz w sejmie, dzięki czemu jakaś tam "moja partia" nie przekroczy progu. A nawet jeśli wśród dużych partii znajdę dobrego kandydata, to będzie na liście na 58 miejscu i mój głos pójdzie na tego z pierwszego miejsca.
Wybory w tym kraju to błędne koło i ja to pierdolę - nie idę.
Niestety pozostaje poczekać aż pokolenie komunistyczne po prostu umrze bo tylko głosują PO albo PiS