Miałem takiego na korytarzu, wisiał na firance do góry kołami i myślałem już, że odwalił kitę, ale po jakimś czasie ruszył się kilka centów w bok, więc mu odpuściłem. Korytarz wspólny dla czterech mieszkań, zamknięty, musiał gacek wbić, jak ktoś właził. Charczał tak z dwa tygodnie i zniknął. Myślałem, że spierdolił, wkładam nogę do buta i coś tam jest... Wkładam łapę i wyciągam małego skurwiela, żywy, aż dziw, że ze smrodu nie pierdolnął
Wypuściłem na korytarz, poleciał w chuj, może to ten sam