Albo pech, albo spotkały się dwa cymbały.
Operator wyciągarki dał ciała i za wolno odpuszczał linę , albo lina o coś zahaczyła.
Paralotniarz jak widział co się dzieje zamiast odpuścić sterówki i wcisnąć speeda to jak małpa łapy w dół aż do przeciągnięcia skrzydła i zerwania liny.
Wyczep chyba też z linki stalowej
Ogólnie fajna partyzantka.
Brak komunikacji radiowej, wiatrowskazu i te wmarznięte opony na startowisku.
Czekam na dalsze materiały tej wesołej paczki amatorów.
Kiedyś musi w końcu przy takich startach nogą trafić w tę oponę i wyrwie mu nogę z dupy.
Kierownik glajta miał dużo szczęścia, że jego DHV 1-2 wyciągnęło go jakoś z opresji.
______________
wrzose są sose