Wysłany:
2019-01-03, 21:20
, ID:
5347543
1
Zgłoś
Prawdziwego farta to miał mój wujek. Generalnie gdzieś tak od 16 roku życia - chlał. Nie, że pił, ani upijał się - on kurwa chlał. Żony nie miał, bo za drogo. Żeby życie było wspaniałe, to on nigdy nie wyprowadził się od rodziców. A chłop miał ponad 50 lat.
Do rzeczy. Tak około 40 roku życia zdiagnozowano jemu guzy na trzustce. I że ma jakieś 10% na przeżycie.
Miał biedak operację. Mieścił się w tych 10%.
Idealny moment w życiu na nawrócenie się. Głębsza kontemplacja nad swoim życiem.
Zalecenie - przestać pić!
Nie dość że nie przestał pić to zaczął jarać fajki.
Ilekroć go widziałem to oznajmiał, że pije tylko jedno piwko dziennie. A pił w takim małym kubeczku.
Pił ten jeden kubeczek przez cały dzień. Jeden kubeczek. Wieczorem był już najebany.
Magiczny kubeczek jakimś dziwnym trafem, sam się uzupełniał.
Pracy też nigdy nie miał. Jak już go wyrzucono do roboty, to po jednym dniu już go plecy bolały, miał rwę kulszową.
I wracał na utrzymanie rodziców.
Żył tak jeszcze 10 lat. Umarł w wieku 51 lat. Na co? sepsa.
Limit na farta? = fart unlimited.