o................n
Użytkownik usunięty
Uwaga! Jeśli dostajesz krwotoku z nosa w czasie czytania 3 linijek tekstu, to odpuść sobie ten temat, bo tu będzie dużo czytania.
Największa katastrofa atomowa w dziejach świata
Materiał (w większości) własny
Miała to być odpowiedź na temat "Katastrofa Kysztymska ", który jest raczej nierozwiniętym wstępem tematu, ale odpowiedź rozrosła się do takich rozmiarów, że lepiej, jeśli jebnę nowy temat. Mam nadzieję, że litościwi Moderzy (z dużej bo ze strachu ) zrozumieją
Zacznijmy od tego, że gdyby nie katastrofa w Czarnobylu, to ludzkość nigdy by nie dowiedziała się o katastrofie Czelabińskiej (jest to bardziej powszechna nazwa katastrofy Kysztymskiej). To co się stało 29 września 1957 nie miało nigdy ujrzeć światła dziennego. I w sumie nawet w dzisiejszym natłoku informacji i otwartości mediów nikt o tym nie słyszał, a autor tego dowiedział się o tym dzięki materiałowi TVN24.pl który pojawił się wczoraj o likwidatorach katastrofy
1. Jebło to jebło, na chuj drążyć temat...
Jak świat konkretnie dowiedział się o katastrofie? Otóż jak jebnął 4 reaktor w Czarnobylu to rządy niektórych zachodnich państw pokroju Szwecji tak się zesrali, że o mało stanu wojennego nie powprowadzali - jedyne doświadczenie z atomem większość świata miała w Japonii... Dlatego na konferencji bodajże Helsińskiej, po jebnięciu Czarnobyla wrzeszczeli jaka to katastrofa i ludzkość ma przejebane itp... jednym słowem Zachód. Co na to nasi najwięksi przyjaciele Słowianie? Otóż oni otwarcie zaczęli się śmiać wierchuszce zachodu w twarz i powiedzieli (nie)znaną frazę: "Czarnobyl? Prosimy was towarzysze! Czarnobyl to nic. Czeliabińsk, o, to dopiero była katastrofa! A Czarnobyl to mały incydent w porównaniu z nim..." Cóż mogę powiedzieć... Związek Radziecki
2. Co to w ogóle był Majak?
Otóż Majak to nie była jakaś podrzędna stacja energetyczna ani elektrownia. Fabryka "Majak" znajdowała się w miejscowości Czeliabińsk-40, co, jak pokazuje nazwa, oznacza nie mniej nie więcej, że było to miejsce tajne (dziś jest to Oziersk). Majak to była pełnowymiarowa, potężna fabryka głowic atomowych, która produkowała "parówki" dla Armii Radzieckiej. Majak był unikatowy - była to pierwsza w Związku fabryka broni atomowej i prawdopodobnie druga po USA na świecie, a powstała jeszcze zanim Związek nauczył się rozszczepiać jądra atomów.
Sam kompleks składał się z zakładu "A" czyli potężnego reaktora atomowego, zakładu "B" - fabryki atomowo-chemicznej która wydzielała z uranu pluton, oraz zakładu "C" - fabryki metalurgicznej, która przerabiała wydzielony pluton na czysty produkt i z niego "wykuwała" pręty do bomb atomowych.
3. Środowisko? To coś do smarowania chleba?
Przed napisaniem o samym "incydencie Czelibińskim" opiszę parę niebezpiecznych dla środowiska sytuacji, które będą stanowić wstęp do późniejszych wydarzeń.
Otóż jak pewnie większość z was wie, Związek Radziecki pierdolił ekologię i ochronę środowiska wzdłuż i wszerz. Znane są sytuacje i opowiadania o fabrykach np. lakieru, które zrzucały odpady do rzek, które później zmieniały kolor na parę dni. Znane również są poradzieckie bazy floty Północnej niedaleko granicy Norwesko-Rosyjskiej, w których już od 30 lat gniją beczki pełne radioaktywnego szlamu i pełno jest zużytych reaktorów itp., które stanowią ogromną bombę ekologiczną, której w pierwszej kolejności boją się Norwegowie Nie powinno więc dziwić praktyka zrzucania odpadów atomowych do rzeki Techy (nazwa zangielszczona), na której stoi fabryka Majak:
1. W latach 1949-1951 na początku swojej działalności Fabryka zrzuciła do pobliskiej rzeki Tieczy około 12 PBq (PetaBekereli czyli w chuj dużo i jeszcze więcej) Strontu-90, 13 PBq Cezu-137 oraz 106 PBq "krótko żyjących substancji radioaktywnych".
2. 2. Jako, że po praktykach 49'-51' masowo zaczęli umierać ludzie mieszkający na nabrzeżu rzeki, w 1951 postanowiono ograniczyć wyrzucanie syfu do rzeki i ograniczono je 100krotnie, a od 1956 w śladowych ilościach i tylko szybko rozszczepialne (ta praktyka jest stosowana po dziś dzień! Co na to zieloni?). Mimo to, w latach 1949-1956 do środowiska trafiło około 76 mln m3 wód i odpadów radioaktywnych o łącznej "mocy" 2,75 MCi (MegaKiurów, przelicznik na Bekerele)
3. O ile silne substancje radioaktywne zaczęto składować w szczelnych, chłodzonych komorach, to odpady radioaktywne o "średniej" mocy z radością wrzucali w pobliskie jezioro Karachay (nazwa "zagielszczona"). Efekt? Cóż, wg raportu opracowanego przez Waszyngton na podstawie World Watch, Karachay jest najbardziej zanieczyszczonym jeziorem na świecie. W jeziorze zakumulowano za te wszystkie lata około 4,44 exabekereli co jest tak kurewsko dużo, że aż mi Mozilla podkreśla czerwonym kolorem Dla porównania katastrofa Czarnobylska "wypuściła" w świat od 5 do 12 exabekereli, ale należy pamiętać, że promieniowanie było rozrzedzone na setki kilometrów, a tu mamy wszystko skupione w jednym miejscu... W jeziorze znajdziemy następujące "witaminy" - Cez-137 w ilości 3EBq (exabekereli) i 0,74 EBq Strontu-90. Radiacja jeziora wynosi 6Sv/h (6 Sivertów na godzinę) co jest więcej niż wystarczająco dla zabicia człowieka ("jedynie"2 Siverty to dawka śmiertelna)
Nie muszę chyba mówić, że 5 minut w tym jeziorku będzie ostatnimi 5 minutami w waszym życiu...
4. Jako, że jesteśmy przy wesołym jeziorku, to od razu wspomnę o "incydencie" z lat 60tych. Otóż lata 1962-1966 były czasem suchy w tym obszarze i jezioro częściowo wyschło. Substancje radioaktywne skutecznie wypaliły dno jeziora tworząc wysoce radioaktywny pył. I tak oto w 1967 roku w czasie gdy widoczne było 13 hektarów dna (czyli 13 hektarów niebezpiecznego pyłu) i rozpoczął się silny wiatr, który rozniósł radioaktywny na odległość do 10 km od jeziora skażając teren w promieniu 7 km wokół jeziora. Wojsko miało pełne ręce roboty...
W latach 67-71 wrzucono ponad 10 000 betonowych bloków, żeby zapobiec ruchom sedymentów, a jezioro wydatnie zmniejszono i dziś poziom wód jest pod ścisłym nadzorem.
4. Wybuch 27 Września 1957 roku
Jak wcześniej wspomniałem, od lat 50' zaczęto składować najmocniejsze i najbardziej niebezpieczne odpady radioaktywne w chłodzonych "kontenerach", którym bliżej do betonowych sarkofagów.
Otóż słowem-kluczem tego wypadku jest chłodzony kontener. 29 Września 1957 roku robotnicy jak co dzień dokonywali inspekcji zbiorników. Zauważyli, że jeden ze zbiorników ma uszkodzony system chłodzenia i rozgrzał się do niebezpiecznych temperatur. Natychmiast rzucili się zawiadomić kierownictwo o problemie, ale było już za późno. Dosłownie pół godziny po odkryciu uszkodzenia nastąpił wybuch...
Uszkodzony "kontener" znajdował się na polu złożonym z 20 takich kontenerów. Kontener to był pojemnik z grubej na 40cm stali nierdzewnej umieszczonej 8,2m pod ziemią i przykryty betonową płytą o grubości 4 metrów i wadze kilku ton. Do wspomnianego nierdzewnego pojemnika był podłączony skomplikowany układ chłodniczy. W pojemniku znajdowało się 300 metrów sześciennych "odchodów atomowych" o wadze 70-80 ton w większości w formie Octanu azotowego (ang. nitrate-acetate).
Dnia 27 września ów system chłodniczy nawalił i w ciągu 5 godzin temperatura w zbiorniku i ciśnienie osiągnęły poziom krytyczny 350 stopni Celsjusza...
Eksplozja jest obliczana na 70-100 ton TNT i siła wybuchu odrzuciła betonową płytę osłaniająca zbiornik na 25 metrów, a do atmosfery wydobyło się około 20 milionów Kiurów (Ci) substancji radioaktywnych, z czego 90% osiadła na zakładach Majak, a reszta rozprzestrzeniła się na 100 km w ciągu 3 godzin i [b]300 km[/i] w ciągu 11 godzin! Po 15 godzinach uformował się w pełni ślad atomowy, który miał siłę 2 000 000 Kiurów (pozostałe 18 000 000 osiadły w 5 kilometrach od wybuchu, na teranach Majaka).
Wschodnio-uralski radioaktywny ślad
Skażona Zona została nazwana Wschodnio-uralskim radioaktywnym śladem lub WURŚ (po rosyjsku: «Восточно-уральский радиоактивный след» (ВУРС))
Powierzchnia Zony wynosi około 700 km2 (w porównaniu Zona Czarnobylska to 40km2) i pokryła teren zamieszkały przez 300 000 ludzi zamieszkałych w 217 osadach! Teren zostaw w większości skażony Strontem-90.
Długość WURŚ wynosi około 350km długości i do 50km szerokości.
Trzeba również dodać, że znana nam już rzeczka Techa odegrała (znów) rolę w skażeniu, ponieważ część opadów radioaktywnych wpadło do niej, przez co zakażony został teren brzegów rzeki... po raz kolejny.
5. No to sprzątamy!
Jak pewnie większość z was się domyśliła, Związek nie miał najmniejszego zamiaru mówić komukolwiek o porażce
Do niwelacji zanieczyszczeń (czytaj: do usuwania za pomocą łopat szlamu i pyłu radioaktywnego rzucono 5 dywizji wojska (50 000 żołnierzy) i 100 000 mieszkańców Czeliabińska i okolicznych wsi. Pracowały nawet 6 letnie dzieci:
Tylko TVN!
To co robiły dzieci przedstawione w filmiku wyżej to było zakopywanie skażonych plonów. Praca była prosta i została praktycznie w całości wykonana przez dzieci w wieku 6-13 lat.
Do usuwania skażenia z fabryki Majak (największe skażenie) zaktywizowano nawet kobiety w ciąży!!!
Oczywiście nikt nie został poinformowany, że usuwa radioaktywny Stront-90, który wydatnie skraca im życie przy każdym kontakcie...
Skutki? Przez kolejne 10 lat po katastrofie bardzo typowym było nagłe umieranie w czasie pracy/nauki lub wręcz nagłe padanie na ulicy...
Ogromna ilość dzieci urodziła się z obrzydliwymi mutacjami.
Oficjalnie zginęło wtedy 100 osób, ale oblicza się, że straty były o wiele większe (nie mówiąc już o śmierciach z powodu chorób popromiennych).
Po dziś dzień nie przesiedlono wielu wiosek w strefie WURŚ, a dzieci 3ciego, 4tego i 5tego pokolenia ludzi, którzy mieli jakikolwiek kontakt z WURŚ ciągle cierpią z powodu skażenia radioaktywnego przodków...
Bardzo wiele wiosek po prostu wymarło, ponieważ nie zostały ewakuowane. WURŚ zostało szczelnie zamknięte szczelnym kordonem, zerwano całą komunikację i pozostawiono ludzi samych sobie...
Ale najstraszniejsze nie jest to, że takie awarie się zdarzają, ale to, że na całym świecie nie wyciąga się wniosków z błędów poszczególnych narodów, bo wszyscy uważają "A, to USA, oni są idiotami, nam to się nie przytrafi" lub "Etam, to ZSRR, oni zawsze tak mają"...
Tekst w większości napisany przeze mnie, materiał własny, co jest dużą nowością na kanale Historyczne i Dokumentalne, ponieważ tu wszyscy przyklejają wiki w poszukiwaniu 8 piw. Bardzo proszę o docenienie mojej pracy, a sama historia jest mi znana, ponieważ brat mojej babci był w NKWD, a później KGB (tak tak, już macie osrane dupy, ale dajcie skończyć) w sekcji radiooperatorów, a później awansował na zarządcę ochrony w Czarnobylu, gdzie usuwał skutki awarii i po prostu znał wiele tajnych akcji w Związku... jak mnie docenicie, to opiszę jego historię
Największa katastrofa atomowa w dziejach świata
Materiał (w większości) własny
Miała to być odpowiedź na temat "Katastrofa Kysztymska ", który jest raczej nierozwiniętym wstępem tematu, ale odpowiedź rozrosła się do takich rozmiarów, że lepiej, jeśli jebnę nowy temat. Mam nadzieję, że litościwi Moderzy (z dużej bo ze strachu ) zrozumieją
Zacznijmy od tego, że gdyby nie katastrofa w Czarnobylu, to ludzkość nigdy by nie dowiedziała się o katastrofie Czelabińskiej (jest to bardziej powszechna nazwa katastrofy Kysztymskiej). To co się stało 29 września 1957 nie miało nigdy ujrzeć światła dziennego. I w sumie nawet w dzisiejszym natłoku informacji i otwartości mediów nikt o tym nie słyszał, a autor tego dowiedział się o tym dzięki materiałowi TVN24.pl który pojawił się wczoraj o likwidatorach katastrofy
1. Jebło to jebło, na chuj drążyć temat...
Jak świat konkretnie dowiedział się o katastrofie? Otóż jak jebnął 4 reaktor w Czarnobylu to rządy niektórych zachodnich państw pokroju Szwecji tak się zesrali, że o mało stanu wojennego nie powprowadzali - jedyne doświadczenie z atomem większość świata miała w Japonii... Dlatego na konferencji bodajże Helsińskiej, po jebnięciu Czarnobyla wrzeszczeli jaka to katastrofa i ludzkość ma przejebane itp... jednym słowem Zachód. Co na to nasi najwięksi przyjaciele Słowianie? Otóż oni otwarcie zaczęli się śmiać wierchuszce zachodu w twarz i powiedzieli (nie)znaną frazę: "Czarnobyl? Prosimy was towarzysze! Czarnobyl to nic. Czeliabińsk, o, to dopiero była katastrofa! A Czarnobyl to mały incydent w porównaniu z nim..." Cóż mogę powiedzieć... Związek Radziecki
2. Co to w ogóle był Majak?
Otóż Majak to nie była jakaś podrzędna stacja energetyczna ani elektrownia. Fabryka "Majak" znajdowała się w miejscowości Czeliabińsk-40, co, jak pokazuje nazwa, oznacza nie mniej nie więcej, że było to miejsce tajne (dziś jest to Oziersk). Majak to była pełnowymiarowa, potężna fabryka głowic atomowych, która produkowała "parówki" dla Armii Radzieckiej. Majak był unikatowy - była to pierwsza w Związku fabryka broni atomowej i prawdopodobnie druga po USA na świecie, a powstała jeszcze zanim Związek nauczył się rozszczepiać jądra atomów.
Sam kompleks składał się z zakładu "A" czyli potężnego reaktora atomowego, zakładu "B" - fabryki atomowo-chemicznej która wydzielała z uranu pluton, oraz zakładu "C" - fabryki metalurgicznej, która przerabiała wydzielony pluton na czysty produkt i z niego "wykuwała" pręty do bomb atomowych.
3. Środowisko? To coś do smarowania chleba?
Przed napisaniem o samym "incydencie Czelibińskim" opiszę parę niebezpiecznych dla środowiska sytuacji, które będą stanowić wstęp do późniejszych wydarzeń.
Otóż jak pewnie większość z was wie, Związek Radziecki pierdolił ekologię i ochronę środowiska wzdłuż i wszerz. Znane są sytuacje i opowiadania o fabrykach np. lakieru, które zrzucały odpady do rzek, które później zmieniały kolor na parę dni. Znane również są poradzieckie bazy floty Północnej niedaleko granicy Norwesko-Rosyjskiej, w których już od 30 lat gniją beczki pełne radioaktywnego szlamu i pełno jest zużytych reaktorów itp., które stanowią ogromną bombę ekologiczną, której w pierwszej kolejności boją się Norwegowie Nie powinno więc dziwić praktyka zrzucania odpadów atomowych do rzeki Techy (nazwa zangielszczona), na której stoi fabryka Majak:
1. W latach 1949-1951 na początku swojej działalności Fabryka zrzuciła do pobliskiej rzeki Tieczy około 12 PBq (PetaBekereli czyli w chuj dużo i jeszcze więcej) Strontu-90, 13 PBq Cezu-137 oraz 106 PBq "krótko żyjących substancji radioaktywnych".
2. 2. Jako, że po praktykach 49'-51' masowo zaczęli umierać ludzie mieszkający na nabrzeżu rzeki, w 1951 postanowiono ograniczyć wyrzucanie syfu do rzeki i ograniczono je 100krotnie, a od 1956 w śladowych ilościach i tylko szybko rozszczepialne (ta praktyka jest stosowana po dziś dzień! Co na to zieloni?). Mimo to, w latach 1949-1956 do środowiska trafiło około 76 mln m3 wód i odpadów radioaktywnych o łącznej "mocy" 2,75 MCi (MegaKiurów, przelicznik na Bekerele)
3. O ile silne substancje radioaktywne zaczęto składować w szczelnych, chłodzonych komorach, to odpady radioaktywne o "średniej" mocy z radością wrzucali w pobliskie jezioro Karachay (nazwa "zagielszczona"). Efekt? Cóż, wg raportu opracowanego przez Waszyngton na podstawie World Watch, Karachay jest najbardziej zanieczyszczonym jeziorem na świecie. W jeziorze zakumulowano za te wszystkie lata około 4,44 exabekereli co jest tak kurewsko dużo, że aż mi Mozilla podkreśla czerwonym kolorem Dla porównania katastrofa Czarnobylska "wypuściła" w świat od 5 do 12 exabekereli, ale należy pamiętać, że promieniowanie było rozrzedzone na setki kilometrów, a tu mamy wszystko skupione w jednym miejscu... W jeziorze znajdziemy następujące "witaminy" - Cez-137 w ilości 3EBq (exabekereli) i 0,74 EBq Strontu-90. Radiacja jeziora wynosi 6Sv/h (6 Sivertów na godzinę) co jest więcej niż wystarczająco dla zabicia człowieka ("jedynie"2 Siverty to dawka śmiertelna)
Nie muszę chyba mówić, że 5 minut w tym jeziorku będzie ostatnimi 5 minutami w waszym życiu...
4. Jako, że jesteśmy przy wesołym jeziorku, to od razu wspomnę o "incydencie" z lat 60tych. Otóż lata 1962-1966 były czasem suchy w tym obszarze i jezioro częściowo wyschło. Substancje radioaktywne skutecznie wypaliły dno jeziora tworząc wysoce radioaktywny pył. I tak oto w 1967 roku w czasie gdy widoczne było 13 hektarów dna (czyli 13 hektarów niebezpiecznego pyłu) i rozpoczął się silny wiatr, który rozniósł radioaktywny na odległość do 10 km od jeziora skażając teren w promieniu 7 km wokół jeziora. Wojsko miało pełne ręce roboty...
W latach 67-71 wrzucono ponad 10 000 betonowych bloków, żeby zapobiec ruchom sedymentów, a jezioro wydatnie zmniejszono i dziś poziom wód jest pod ścisłym nadzorem.
4. Wybuch 27 Września 1957 roku
Jak wcześniej wspomniałem, od lat 50' zaczęto składować najmocniejsze i najbardziej niebezpieczne odpady radioaktywne w chłodzonych "kontenerach", którym bliżej do betonowych sarkofagów.
Otóż słowem-kluczem tego wypadku jest chłodzony kontener. 29 Września 1957 roku robotnicy jak co dzień dokonywali inspekcji zbiorników. Zauważyli, że jeden ze zbiorników ma uszkodzony system chłodzenia i rozgrzał się do niebezpiecznych temperatur. Natychmiast rzucili się zawiadomić kierownictwo o problemie, ale było już za późno. Dosłownie pół godziny po odkryciu uszkodzenia nastąpił wybuch...
Uszkodzony "kontener" znajdował się na polu złożonym z 20 takich kontenerów. Kontener to był pojemnik z grubej na 40cm stali nierdzewnej umieszczonej 8,2m pod ziemią i przykryty betonową płytą o grubości 4 metrów i wadze kilku ton. Do wspomnianego nierdzewnego pojemnika był podłączony skomplikowany układ chłodniczy. W pojemniku znajdowało się 300 metrów sześciennych "odchodów atomowych" o wadze 70-80 ton w większości w formie Octanu azotowego (ang. nitrate-acetate).
Dnia 27 września ów system chłodniczy nawalił i w ciągu 5 godzin temperatura w zbiorniku i ciśnienie osiągnęły poziom krytyczny 350 stopni Celsjusza...
Eksplozja jest obliczana na 70-100 ton TNT i siła wybuchu odrzuciła betonową płytę osłaniająca zbiornik na 25 metrów, a do atmosfery wydobyło się około 20 milionów Kiurów (Ci) substancji radioaktywnych, z czego 90% osiadła na zakładach Majak, a reszta rozprzestrzeniła się na 100 km w ciągu 3 godzin i [b]300 km[/i] w ciągu 11 godzin! Po 15 godzinach uformował się w pełni ślad atomowy, który miał siłę 2 000 000 Kiurów (pozostałe 18 000 000 osiadły w 5 kilometrach od wybuchu, na teranach Majaka).
Wschodnio-uralski radioaktywny ślad
Skażona Zona została nazwana Wschodnio-uralskim radioaktywnym śladem lub WURŚ (po rosyjsku: «Восточно-уральский радиоактивный след» (ВУРС))
Powierzchnia Zony wynosi około 700 km2 (w porównaniu Zona Czarnobylska to 40km2) i pokryła teren zamieszkały przez 300 000 ludzi zamieszkałych w 217 osadach! Teren zostaw w większości skażony Strontem-90.
Długość WURŚ wynosi około 350km długości i do 50km szerokości.
Trzeba również dodać, że znana nam już rzeczka Techa odegrała (znów) rolę w skażeniu, ponieważ część opadów radioaktywnych wpadło do niej, przez co zakażony został teren brzegów rzeki... po raz kolejny.
5. No to sprzątamy!
Jak pewnie większość z was się domyśliła, Związek nie miał najmniejszego zamiaru mówić komukolwiek o porażce
Do niwelacji zanieczyszczeń (czytaj: do usuwania za pomocą łopat szlamu i pyłu radioaktywnego rzucono 5 dywizji wojska (50 000 żołnierzy) i 100 000 mieszkańców Czeliabińska i okolicznych wsi. Pracowały nawet 6 letnie dzieci:
Tylko TVN!
To co robiły dzieci przedstawione w filmiku wyżej to było zakopywanie skażonych plonów. Praca była prosta i została praktycznie w całości wykonana przez dzieci w wieku 6-13 lat.
Do usuwania skażenia z fabryki Majak (największe skażenie) zaktywizowano nawet kobiety w ciąży!!!
Oczywiście nikt nie został poinformowany, że usuwa radioaktywny Stront-90, który wydatnie skraca im życie przy każdym kontakcie...
Skutki? Przez kolejne 10 lat po katastrofie bardzo typowym było nagłe umieranie w czasie pracy/nauki lub wręcz nagłe padanie na ulicy...
Ogromna ilość dzieci urodziła się z obrzydliwymi mutacjami.
Oficjalnie zginęło wtedy 100 osób, ale oblicza się, że straty były o wiele większe (nie mówiąc już o śmierciach z powodu chorób popromiennych).
Po dziś dzień nie przesiedlono wielu wiosek w strefie WURŚ, a dzieci 3ciego, 4tego i 5tego pokolenia ludzi, którzy mieli jakikolwiek kontakt z WURŚ ciągle cierpią z powodu skażenia radioaktywnego przodków...
Bardzo wiele wiosek po prostu wymarło, ponieważ nie zostały ewakuowane. WURŚ zostało szczelnie zamknięte szczelnym kordonem, zerwano całą komunikację i pozostawiono ludzi samych sobie...
Ale najstraszniejsze nie jest to, że takie awarie się zdarzają, ale to, że na całym świecie nie wyciąga się wniosków z błędów poszczególnych narodów, bo wszyscy uważają "A, to USA, oni są idiotami, nam to się nie przytrafi" lub "Etam, to ZSRR, oni zawsze tak mają"...
Tekst w większości napisany przeze mnie, materiał własny, co jest dużą nowością na kanale Historyczne i Dokumentalne, ponieważ tu wszyscy przyklejają wiki w poszukiwaniu 8 piw. Bardzo proszę o docenienie mojej pracy, a sama historia jest mi znana, ponieważ brat mojej babci był w NKWD, a później KGB (tak tak, już macie osrane dupy, ale dajcie skończyć) w sekcji radiooperatorów, a później awansował na zarządcę ochrony w Czarnobylu, gdzie usuwał skutki awarii i po prostu znał wiele tajnych akcji w Związku... jak mnie docenicie, to opiszę jego historię