E tam. Mój znajomy za komuny, siadał sobie w zajezdni Huta między ludźmi i udawał, że czyta gazetę. Jak już było sporo ludzi a autobus miał minutę opóźnienia, to wstawał z miejsca i na całe gardło
- Niema tego jebanego kierowcy a ja się przez huja spóźnię do pracy, pierdole, sam poprowadzę ten autobus.
Poczym szedł do szoferki i odpalał silnik. Część pasażerów czasami uciekała z pojazdu.
Zwolnili go, jak milicja go złapała gdy nocnym wiózł komuś cielaka na targ w jakimś miasteczku pod Warszawą.