Holendrzy z którymi pracowałem potrafili z pięknym polskim akcentem powiedzieć: "smacznego Polacy!", "bigos i pyzy proszę", "dobry, duzy tort", "baba jaga na strych!" (sami wymyślili jako zwrot służący do powiedzenia dziewczynie żeby sobie poszła) a kilka słów zapożyczyli na stałe do swojego języka bo nawet rozmawiając między sobą bardzo często zwracali się do siebie per: "zasrańcu".
Pomijam wszelkie "kurwy", "pierdol się" czy "dzień dobry". Oni chyba nawet rozumieli o czym z polskimi kolegami rozmawiałem.