skywalker75 napisał/a:
Rosja to największy kraj na świecie, z PKB gdzieś pomiędzy Hiszpanią a Włochami, tyle w temacie
No właśnie... Z takim potencjałem i bogactwami naturalnymi jakie mają powinni zostawić całą Europę daleko z tyłu.
Skoro Rosję Putin wyciągnął z ruiny to zobacz jak wyglądają ich miasta. Nie takie jak Moskwa czy Sankt Petersburg, bo tam bieda się jednak trochę gubi. Zobacz jak wyglądają np. Saratów, Jekaterynburg, Machaczkała, Tomsk, czy jakieś miasta na dalekim wschodzie.
@Wiewiór dobrze gada - całą Kasa spływa do oligarchów i człowieka u steru, a ludziom zostawiono jedynie miraż swobody, tanią wódę oraz brednie o imperium i bliskiej zagranicy . Ostatnio trafiłem na fajny cytat z książki Anne Apelbaum (no to teraz podpadłem... Podpierać się Żydówką
) czy u kogoś innego. Jak wrócę z roboty to go znajdę i wrzucę.
EDIT.
Ok. Jak napisałem tak zrobiłem.
Pierwszy cytat. Rezun vel. Wiktor Suworow "Szpieg. Czyli podstawy szpiegowskiego fachu" Rebis 2016 r., Strony 20-21:
"W 1991 roku nadarzyła się okazja, by jeśli nie rozwiązać, to przynajmniej zneutralizować tajną armię wrogów ludu. Ich ustrój zgnił i się rozpadł. Wszyscy wiedzieli, że w ciele społeczeństwa znajduje się wielomilionowy pasożyt, który wysysa z niego krew i zatruwa wszystko wokół.
Co z nim zrobić?
Postanowiono: niech sobie żyje!
Nikt nie nawoływał, żeby donosicieli zlikwidować. Proponowano aby donosicieli - czyli wywiad wewnętrzny - ujawnić, podać nazwiska. Żeby w przyszłości inni nie mieli ochoty wstępować w szeregi konfidentów. Hordy szpicli zostałyby unieszkodliwione poprzez zwyczajne ujawnienie ich nazwisk.
Ale nasi dobrzy obywatele tego nie zrobili, bo przecież donosicielom można by przypadkiem krzywdę zrobić. Sądzono, że obudzi się w nich sumienie i sami przestaną donosić. Zmienią się. Zreedukują. A towarzysze z Łubianki, jak łudziło się wielu, zrezygnują z pracy, swoich pensji, dacz, premii i pójdą ulice zamiatać.
Bezpieka w tamtym momencie historycznym bardzo szybko się odnalazła. Gdy wieczorem 22 sierpnia 1991 roku po nieudanej próbie puczu na placu Łubiańskim odbył się wielki wiec i tysiące ludzi były gotowe szturmować budynek KGB, energię protestu umiejętnie skierowano na pomnik Dzierżyńskiego. KGB udało się zneutralizować sytuację: skończyło się na tym, że decyzją rady miejskiej Moskwy w nocy z 22 na 23 sierpnia figurę Żelaznego Feliksa zdemontowano i razem z cokołem wywieziono na pustą działkę w pobliżu nowego budynku Galerii Tretiakowskiej. Wrażenie było takie, jakby oni sami wyrwali trujący chwast. Ale korzeń pozostał...
Na czym opierał się komunizm?
Na strachu.
A strach?
Na donosicielach. Na wywiadzie wewnętrznym.
Komunizm rzekomo skończył się, ale mechanizm kontroli społecznej pozostał. Każdy z nas ma w piwnicach na Łubiance teczkę. W otoczeniu każdego z nas zawsze jest jakiś "też szpieg". Tak jak kiedyś przysłuchuje się, przygląda, węszy. Społeczeństwo jest targane odwiecznym strachem, a władze mają do dyspozycji scentralizowaną, zdyscyplinowaną armię wyszkolonych bojowników niewidzialnego frontu, gotowych toczyć wojnę z obywatelami z taką samą zaciekłością jak za towarzysza Dzierżyńskiego.
Z trującego korzenia nie mógł wykiełkować inny niż trujący pęd. I wykiełkował. oplótł rosyjskie państwo niczym pasożyt.
Można burzyć i budować pomniki, zmieniać nazwy instytucji państwowych, wymyślać i tworzyć demokratyczne dekoracje, jednak istota władzy państwowej w Rosji się nie zmieni: za naszymi plecami niezliczone hordy informatorów wewnątrzresortowych, obozowych, więziennych, dworcowych, i innych podobnego autoramentu.
O czym mówię? A o tym, że Rosja nie zazna szczęścia, dopóki istnieje masowe donosicielstwo i stada donosicieli. I proszę nie mylić: wywiad - to zdobywanie i analiza informacji o nieprzyjacielu. W tej książce będziemy mówić o wywiadzie wojskowym, w którym nie ma podziału na wywiad zewnętrzny i wewnętrzny zwyczajnie dlatego, że własnych obywateli nie traktuje on jak wrogów i nie toczy z nimi tajnej wojny"
Drugi cytat. Anne Applebaum (wyżej popełniłem literówkę w nazwisku) "Gułag" Świat Książki 2005 r. ,
Strona 519, akapit drugi raz trzeci:
"Aleksandr Jakowlew, przewodniczący rosyjskiej komisji rehabilitacyjnej, ujmuje rzecz bardziej brutalnie: "Społeczeństwo jest obojętne na zbrodnie przeszłości, ponieważ zbyt wielu ludzi czynnie w niej uczestniczyło". System sowiecki uwikłał miliony ludzi w różne formy kolaboracji i zgniłych kompromisów. Wielu godziło się na to dobrowolnie, ale do czynów, wręcz strasznych, zmuszano również ludzi skądinąd uczciwych i prawych. Oni sami - ich dzieci i wnuki - nie zawsze mają ochotę teraz o tym pamiętać
Najistotniejszym wszakże powodem milczenia nie są jednak ani obawy młodszej generacji, ani kompleks niższości czy poczucie winy pokolenia jej (osoby wspomnianej jeszcze w poprzednim akapicie - mój dopisek) rodziców, lecz kwestia legitymizacji władzy i prestiżu nowej elity rządzącej - nie tylko zresztą w Rosji, ale również w większości byłych republik sowieckich i państw satelickich ZSRS. W grudniu 2001 roku, w dziesiątą rocznicę rozpadu Związku Sowieckiego, postkomuniści rządzili trzynastoma z piętnastu byłych republik sowieckich i kilkoma byłymi państwami satelickimi ZSRS włącznie z Polską - której setki tysięcy obywateli zaludniały w swoim czasie Gułag. Nawet w krajach nie rządzonych przez bezpośrednich spadkobierców ideowych komunizmu byli komuniści i ich dzieci lub sympatycy osadzeni są mocno w środowiskach intelektualnych, mediach i świecie wielkiego biznesu. P:rezydent Rosji Włodzimierz Putin to były oficer KGB, z dumą określający się mianem "czekisty". Jeszcze jako premier uznał za swój święty obowiązek pojawić się - w kolejną rocznicę utwoerzenia CzeKa - w centrali KGB na Łubiance i wmurować tam tablicę pamiątkową ku czci Jurija Andropowa"
Strony 520-521 (od akapitu trzeciego).
"Największym ciężarem przeszłość kładzie się na Rosji - państwu, które odziedziczyło symbole mocarstwowości sowieckiej. Odziedziczyło również po Związku Sowieckim jego gigantyczny kompleks militarny, establishment wojskowy i imperialne ambicje. W rezultacie wymazanie pamięci o przeszłości ze świadomości społecznej może mieć w Rosji konsekwencje znacznie dalej idące niż w innych państwach postkomunistycznych. Stalin deportował cały naród czeczeński na kazachskie pustkowia, gdzie połowa Czeczenów wymarła, a reszta miała ulec wynarodowieniu zasymilować się z otoczeniem, zatracić własną kulturę i język. Pięćdziesiąt lat później w swoistej powtórce tego wydarzenia Federacja Rosyjska zrównała z ziemią czeczeńską stolicę Grozny, mordując przy okazji - w dwóch sukcesywnych wojnach - dziesiątki tysięcy cywilów. Gdyby Rosjanom - i szeregowym obywatelom, i elicie władzy - wryło się głęboko w pamięć to co Stalin uczynił Czeczenom, to w latach dziewięćdziesiątych nie doszłoby do wojskowej inwazji na Czeczenię - ani pierwszej ani drugiej. W gruncie rzeczy rosyjski najazd na Czeczenię był tym samym - z punktu widzenia moralnego - czym mogłaby być aneksja polskich ziem zachodnich przez dzisiejsze państwo niemieckie. Prawie nikt w Rosji nie postrzega tego w ten sposób - co już samo przez się świadczy, jak niewiele Rosjanie wiedzą o własnej historii.
Luki w świadomości historycznej mają również poważne konsekwencje dla procesu kształtowania się społeczeństwa obywatelskiego i rządów prawa w Rosji. Mówiąc bez ogródek - jeśli łotry i kanalie starego systemu pozostają bezkarni, nie ma żadnych szans aby dobro zatriumfowało nad złem. Brzmi to może nieco apokaliptycznie, ale znajduje bezpośrednie odbicie w sferze życia politycznego. Żeby zapewnić poszanowanie porządku publicznego, policja nie musi wyłapać wszystkich kryminalistów, ale nieodzowne jest, by ujęła znaczący och odsetek. Nic tak nie sprzyja bezprawiu jak widok cieszącego się bezkarnością bandyty, unoszącego swój łup i śmiejącego się obrabowanym w twarz.
Funkcjonariusze tajnej policji zachowali swoje służbowe mieszkania, swoje dacze i swoje specjalne emerytury. Ich ofiary żyją w nędzy, zepchnięte na margines życia społecznego. Większość Rosjan odnosi wrażenie, że im bardziej ktoś kolaborował w przeszłości tym lepiej na tym wyszedł, a stąd prosty wniosek - im więcej ukradniesz i nałgasz dzisiaj, tym lepsza czeka cię przyszłość.
W głębszym sensie znaczna część ideologii Gułagu przetrwała w mentalności i światopoglądzie współczesnej elity rosyjskiej. Byłam kiedyś świadkiem klasycznej "nocnej Rosjan rozmowy", która toczyła się w mieszkaniu moich moskiewskich przyjaciół. W pewnym momencie - bardzo już późno w nocy - dwóch uczestników spotkania - obaj dobrze prosperujący przedsiębiorcy - zaczęło rozważania w duchu: jakże skretyniały i naiwny jest lud rosyjski. I o ileż my go przewyższamy inteligencją. Stara stalinowska zasada podziału ludzi na kategorie, głębokiego rozziewu między wszechmocną elitą i bezwartościowymi "wrogami ludu" przejawia się wyraźnie w pogardzie, z jaką "nowi Ruscy" traktują resztę swoich rodaków. Jeśli elita rosyjska nie dojdzie - i to szybko - do wniosku, że ważni są wszyscy obywatele kraju, Rosja skończy w ostatecznym rozrachunku jako państwo w rodzaju dzisiajszego Zairu, kraju żyjącej w skrajnej nędzy chłopów i polityków miliarderów, którzy trzymają swoje pieniądze w bankach szwajcarskich, a gotowe w każdej chwili do startu prywatne odrzutowce na pobliskim lotnisku.
Nieszczęście polega także i na tym, że brak zainteresowania własną przeszłością pozbawił Rosję nie tylko ofiar, ale i bohaterów. Nazwiska tych, którzy potajemnie sprzeciwiali się Stalinowi - nawet jeśli nieskutecznie - studentów, takich jak Susanna Pieczuro, Wiktor Bułhakow i Anatolij Żygulin, przywódców buntów i rebelii w Gułagu, dysydentów - od Sacharowa poczynając, kończąc na Bukowskim i Orłowie - powinny być znane w Rosji równie powszechnie, jak w Niemczech znane są nazwiska uczestników spisku na życie Hitlera. Nad wyraz obfita spuścizna literatury "gułagowej" - opowieści ludzi, których charakter zatriumfował nad przerażającą rzeczywistością sowieckich obozów koncentracyjnych - powinna być powszechniej czytana, lepiej znana i częściej cytowana. Gdyby dziatwa szkolna lepiej znała swoich bohaterów i ich losy, znalazłaby inne niż imperialne podboje i zwycięstwa militarne powód do dumy z - nawet sowieckiej - przeszłości.
Brak znajomości własnej historii ma również bardziej przyziemne konsekwencje. Można z całym uzasadnieniem zaryzykować stwierdzenie, że to właśnie ów brak jest przyczyną obojętności społeczeństwa rosyjskiego na różne formy cenzury i trwającej nadal wszechobecności tajnej policji, przemianowanej teraz na Federalną Służbę Bezpieczeństwa. Większość Rosjan nie wydaje się szczególnie obchodzić fakt, że FSB może kontrolować korespondencję prywatną, podsłuchiwać rozmowy telefoniczne i wchodzić do mieszkań prywatnych bez nakazu sądowego. Nikt też specjalnie nie jest zainteresowany tym, że FSB przez dłuższy czas prześladowało Aleksandra Nikitina, ekologa który ujawnił rozmiary spustoszeń jakie rosyjska Flota Północna poczyniła w ekosystemie Morza Bałtyckiego (tutaj nie wiem czy nie jest to błąd autorki lub wydawcy)"
Rozpisałem się trochę to teraz wracam do swojego robolskiego zycia.