Wysłany:
2012-09-27, 9:29
, ID:
1438181
Zgłoś
Jak miałem z 6 lat ojciec, który nota bene był kapitanem w wojsku, nauczył mnie, że jak ktoś na ciebie nakurwia na prędkości (tak zazwyczaj biją się małolaty) to poprostu się odsuń, sam się zmęczy i zrobi sobie krzywde. Potem jak to za naszego pokolenia parę razy w roku były solówki. Miałem przez to takie kłopoty, że nie wiem, wazyłem z 50kg, a nacierał na mnie taki gostek z 75 (ze 12 lat miałem) rozbieg, podskok i chciał mi z kopa dać, a raczej wjechać nogą, no to się odsunąłem i on tak zajebał, że totalnie paskudnie złamał sobie tą nogę. Oczywiście pizda w płacz, a potem koło 17 do rodziców przybiegła mamusia syneczka z awanturą, że sąd itp, bo ja "pobiłem" jej synusia... problem w tym, że go nie dotknąłem, a miał złamanie otwarte, bo tuż za mną (to się działo w parku) był kamień, a raczej pozostałość po cementowym czymś i on w to zajebał. Skończyło się tak, że rodzice zapłacili 150zł odszkodowania, a w 1997 roku to było sporawo.