W moim bloku mieszkał taki jegomość co to słynął w rejonie z wysublimowanego smaku - jak go smaki złapały to potrafił w sklepie "perfumy" spijać i ogólnie wszystko co miało w sobie alkohol. Pewnego razu jebnął jakiś lewy ruski spirytus i mu przełyk przepaliło i z bebechami coś porobiło ledwo go odratowali. Przez kilka miesięcy nie pił (bo nie mógł) ale pewnego razu nie wytrzymał i jebnął połówkę z mety kończąc tym samym swój barwny żywot. No ale wracając do dętki jako że kolo był zajebistym fachowcem elektrykiem z zamiłowaniem do procentów to na rejonie dużo fuch w latach 90 dostawał, tu radio sąsiadowi za flaszkę naprawił, tam sąsiadce gniazdko zrobił. Raz ojciec mi opowiadał jak to robili w garażu przy aucie (coś tam z instalacją jakaś pierdoła), a że zima była to i w garażu denaturat stał to zawodnik potrafił wypić tą dentkę na hejnał w ciągu 2-3 minut gdzie mój ojciec wyszedł na cygara przed garaż
Jeszcze jebany się zapierał, że nie wypił nic i żeby skupić się na robocie bo nie ma dużo czasu a flaszkę by zrobił.