Kilka lat temu jak moja kuzynka(chrześnica ojca), wychodziła za mąż, mój ojciec dostał zlecenie na ubicie świniaka na taki wiejski stół(nikt wtedy nie miał z tym problemów/teraz sanepidy itp). Wujek przywiózł wieprzka, niedużego tak trochę ponad metr(100 kilo dla niewtajemniczonych), i przystąpiliśmy do bicia. Ja jako wtedy młody chłopaczek stałem głównie z boku podając narzędzia(noże siekiery). Po niezbyt długiej walce świnia odeszła do świńskiego nieba(tak wtedy myśleliśmy). Kolejnym krokiem w takim przedsięwzięciu(w moich stronach, co kraj to obyczaj wiem bo widziałem"kilka" świniobić w swoim życiu) jest osmalenie świni, by łatwo oczyścić skórę z brudu i sierści itd. Gdy stos wieprzka już całkiem dobrze się hajcował ten diabeł jak nie wstanie i najnormalniej w świecie zaczyna spieprzać. Ja stoję jak debil(w szoku byłem młody), a wujek z ojcem za świnią. Ganiali się z nią z 5 minut nim padła ostatecznie. Koniec końców przy świni narobiliśmy się dwa razy ale wędlinki i kiełbaska wyszła bardzo dobra, o dziwo.
robert924 napisał/a:
A ja tam bym ją puścił przez wioskę
Jeżeli zabiłbyś ją dla zabawy to nawet by było śmieszne, natomiast dla dalszego przerobu ........ mięso przeszło by krwią, i było by to potem czuć.
Jeszcze tak słowem zakończenia taka świnia(pośmiertnie) jest wstanie przy dobrych wiatrach złamać rękę lub palce jak się ją tak trzyma jak na filmiku(albo raczej nie utrzyma i odbije), ale to chyba temat na inną historię.