Raz siedziałem z sąsiadem i kumplem z liceum. Piliśmy piwko i jedliśmy czereśnie. Po sporej ilości owoców i kilku browarach kumpel wystrzelił jak z procy bez słowa w kierunku wychodka stojącego na polu. Nie było go z pół godziny i jak się później okazało sraka go przycisnęła straszna i leciał co sił w nogach. Niestety upadł na plecy przed samym kiblem i zwieracz puścił
Wrócił do nas w samych spodniach a gacie od razu wyrzucił. Także jak złapie rozwolnienie to nie ma mocnych