Z toksycznością rtęci jest tak, że nie charakteryzuje się tzw. ostrą toksycznością jak arszenik (w większych dawkach) czy cyjanek (w mniejszych). W dawnych czasach łykano rtęć jako środek przeczyszczający, nawet dość często i nie kończyło się to śmiercią. Rtęć kumuluje się w organizmie, głównie w kościach (inne związki toksyczne w sposób kumulatywny mogą gromadzić się w tłuszczu,miąższu wątroby, mózgu i innych tkankach - stąd np. ludzie otyli czują się dobrze jako grubasy, po gwałtownych schudnięciu szlag trafia ich wątrobę), a także łącząc się dość chętnie z białkami innych tkanek. Kiedy zostanie przekroczona wartość, która uniemożliwia dalsze gromadzenie się rtęci w nieaktywnej formie, czyli kości już więcej "nie przyjmą" zaczyna ona podnosić swe stężenie w innych tkankach, co prowadzi do procesu inhibicji, czyli hamowania działania enzymów oddechowych i w efekcie do śmierci. Dodam, że oddechowe enzymy nie występują w płucach, tylko w każdej komórce
Ze względu na zdolność do łączenia się z białkami, w różnych tkankach, zatrucie rtęcią to poważny problem - nawet jeśli nie umrzemy, to mamy zatrutą większość organizmu. Łączy się z enzymami, hormonami i hemoglobiną, destabilizując funkcjonowanie całego organizmu - nawet jeśli nie umrzemy to znacznie się pomęczymy.
Po przekroczeniu pewnego stężenia rtęci nie ma ratunku, po krótkiej chorobie po prostu umieramy.