Wysłany:
2013-05-25, 13:09
, ID:
2159871
9
Zgłoś
Czy jestem godna pisać o wielkim Polaku,
Co przewyższał dzielnością większość mych rodaków?
Czy wolno mi poruszyć temat tak poważny,
Uwiecznić w zwykłym wierszu jego czyn odważny?
Czy moje proste słowa nie będą zbyt małe,
Choć temat każe, żeby były doskonałe?
Czy zdołam sprostać temu wyzwaniu wielkiemu:
Napisać utwór w hołdzie Panu Pileckiemu?
Pilecki Witold, Polak zrodzony na Wschodzie,
W mieszkającym w Ołońcu patriotycznym rodzie,
Szlachcic herbu Leliwa, potomek powstańców,
Skazanych na Syberię niezłomnych zesłańców,
Syn Juliana, Ludwiki, harcerz w pierwszej wojnie,
A po niej z bolszewizmem wojujący zbrojnie,
W czasach międzywojennych student i artysta,
Dusza pełna zapału, uczciwa i czysta,
Podporucznik rezerwy, dowódców nadzieja,
Mąż Marii, ojciec Zofii, a także Andrzeja,
Zawsze gotów na każde Ojczyzny wezwanie -
- Druga wojna światowa była dlań wyzwaniem.
We wrześniu uczestniczył w przesławnej kampanii,
Walczył dzielnie sam Witold i jego ułani,
Potem działał Pilecki skrycie, w konspiracji,
Z Janem Włodarkiewiczem w TAP organizacji.
Lecz to nie wystarczyło ambicji żołnierza:
Czynić więcej niż inni Polacy zamierzał.
Gdy wszyscy Oświęcimia pragnęli uniknąć,
On jeden z własnej woli zechciał tam przeniknąć.
On jeden, dla zdobycia wiedzy z pierwszej ręki,
On jeden, dla zbadania skali ludzkiej męki,
On jeden, dla odkrycia, kim ofiary, kaci,
On jeden, dla empatii wobec sióstr i braci,
On jeden, dla rozwiania wszelkich wątpliwości,
On jeden, dla sprawdzenia słów wiarygodności,
On jeden, dla Europy, świata oświecenia,
On jeden, dla poziomu wroga ustalenia,
On jeden, żeby poznać człowieczą naturę
Skazał siebie na Auschwitz, niemiecką torturę.
On jeden, w imię prawdy, jaka by nie była
Wszedł tam, gdzie się największa straszliwość ukryła.
Dni dziewięćset czterdzieści siedem oraz nocy
Spędził w piekle, nie krzycząc “ratunku, pomocy”.
Rozglądał się uważnie, wszystko obserwował,
Pod fałszywym imieniem swą tożsamość chował.
Przedstawiał się nazwiskiem T. Serafińskiego,
Skądinąd późniejszego przyjaciela swego.
Zdobywał doświadczenia, prawdzie się przyglądał,
Codziennie straszne sceny, widoki oglądał -
- Tak straszne, że je nawet trudno w wierszu streścić,
Gdyż grozy tej tekst żaden nie zdołałby zmieścić.
Widział, jak giną masy - bez grzechu, bez winy,
Widział, jak cierpią dzieci - bez wsparcia, rodziny,
Widział, jak umierają ludzie raz za razem,
Widział, jak ich naziści chytrze trują gazem,
Widział, jak krwawe krople spadają na ziemię,
Widział, jak ludzkie usta wykrzywia cierpienie,
Widział, jak ciała więźniów słabną z winy głodu,
Widział twarze oprawców zimne jakby z lodu.
I widział katowanie, brutalność, agresję,
I widział desperację, apatię, depresję,
Był świadkiem ludzkiej trwogi, lęku, przerażenia,
Był świadkiem żądzy zemsty, wściekłości, wzburzenia.
Lecz Witold nie chciał tylko biernie się przyglądać -
- Był tutaj dobrowolnie, więc mógł od losu żądać
Więcej niż pozostali ludzie w tej otchłani,
Cisi i zastraszeni, słabi, schorowani.
Ach, on organizował w Auschwitz konspirację,
Ostrożnie i rozważnie (rozumiał sytuację)!
Utrzymywał kontakty z ludźmi na wolności,
Zdobywał dla współwięźniów zapasy żywności,
Starał się te osoby na duchu podtrzymać,
By mogły do powstania w obozie wytrzymać.
Ciekawe - był Pilecki panem losu swego.
Choć wiedział, że śmierć czyha codziennie na niego,
On wolnym był człowiekiem, mógł sam decydować,
Czy już uciec z obozu, czy go wciąż lustrować.
Aż w końcu, kiedy poczuł, że już czas nadchodzi,
Że z piekła trzeba odejść, by się znów narodzić,
Skorzystał z dobrej chwili, uciekł w swoją stronę,
Opuścił dobrowolnie miejsce złem skażone.
Chciałabym, by w tym miejscu było zakończenie:
“Żył długo i szczęśliwie” - takie wyrażenie.
Lecz los, co dotąd sprzyjał, nagle się odwrócił
I dumnego z ucieczki Witolda zasmucił.
Z początku było dobrze - Pilecki się zjawił,
Dostał stopień rotmistrza, raporty przedstawił.
Spotkał swoją rodzinę, dożył końca wojny…
I wówczas się rozpoczął czas dlań niespokojny.
Komuniści, co w Polsce zaczęli rządzenie
Dostrzegli w bohaterze wielkie “zagrożenie”.
Stwierdzili, że ten, który nie bał się nazistów
Tym bardziej się nie zlęknie władzy ich, marksistów.
Zapragnęli go zniszczyć, więc go oskarżyli
O różne niecne czyny, które wymyślili.
Gdy już go odnaleźli, gdy aresztowali,
Osadzili w więzieniu, tam torturowali.
W tym miejscu pragnę spytać Czytelnika swego:
Czy może być od Auschwitz coś jeszcze gorszego?
Czy ktoś umie wywołać w swojej wyobraźni
Jeszcze okrutniejsze miejsce ludzkiej kaźni?
Nie mnie oceniać przeszłość, gdyż nie znam historii:
Nie widziałam praktyki, żyję wśród teorii.
Lecz ten Witold Pilecki, co w obozie siedział
I dużo o ofiarach tudzież katach wiedział,
Powiedział do swej żony z powagą, szczerością,
Że ubecja przewyższa SS brutalnością.
Możemy sobie dzisiaj tylko wyobrażać,
Co skłoniło Witolda, żeby tak uważać.
Przesłuchania bolały - to nie była fraszka!
Rzekł rotmistrz, że “Oświęcim to była igraszka”
W porównaniu z bezpieką, stalinowskim UB,
Co skazało tak wielu Polaków na zgubę.
Historia Pileckiego skończyła się smutno,
Skazano go na karę niesłuszną, okrutną:
Śmierć poprzez rozstrzelanie, bez żadnej litości -
- Ten wyrok wydał Wymiar Niesprawiedliwości!
I choć żona Witolda, przyjaciele jego,
Starali się o łaski dar dla niewinnego,
Nie zdołali przekonać złej władzy ludowej,
By wyrzekła się kary tak dziwnie surowej.
Odrzucono petycje, wyrok wykonano,
Nie wiadomo, czy i gdzie zwłoki pochowano.
O czynach Pileckiego świat zapomniał cały,
Choć go czasem lewackie media oczerniały.
I choć teraz niektórzy przypomnieli sobie
O tej wielkiej, szlachetnej, niezwykłej osobie,
I choć nawet ten utwór wspomnieniem być może,
Jest za późno: ofierze już nic nie pomoże!
Chciał Pilecki coś zrobić dobrego dla świata,
Lecz świat, zamiast dziękować, skazał go na kata.
Zło jak zwykle wygrało, szlachetność zdeptało
I to, jakie jest życie, w pełni pokazało.
Opowieść o rotmistrzu nie mobilizuje,
Choć honor, wierność Polsce, męstwo ukazuje.
Ach, cóż, że ktoś ma cechy, które warto cenić,
Skoro ludzkość nie umie ich nawet docenić?!
Zbyt często się zdarzało oraz nadal zdarza,
Że świat wspaniałych ludzi niszczy, upokarza,
A docenia nieprawych, zepsutych do szpiku,
Których jest - na nieszczęście - doprawdy bez liku.
Czy warto się narażać, poświęcać dla sprawy,
Chociaż świat nie rokuje żadnych szans poprawy?
Czy warto jest być dobrym, czy dzielność popłaca?
A może bycie podłym bardziej się opłaca?…
Tak mi szkoda Witolda, tak mi szkoda Kraju -
- Świat przenigdy nie będzie podobny do raju!